Akim
- To
było żałosne! – prychnął jeden z żołnierzy – trenerów widząc walkę między mną,
a Talą. – Jeszcze raz i tym razem radzę bardziej się przyłożyć!
Po
tym komentarzu wszystkie ruchy wykonaliśmy jak zawsze. Znowu załadowaliśmy
nasze dyski, znowu przyjęliśmy pozycję to wystrzału nazywaną też czasami
pozycją bojową. Znowu odliczyliśmy od trzech. I z tym samym dennym okrzykiem
-
Let it riiiippp! – znowu wystrzeliliśmy nasze dyski z jak największą siłą do kamiennego,
wgłębienia w posadzce.
Gra
zaczęła się na nowo.
- Co
z tobą Akim? – Tala podniósł wzrok znad stadionu na mnie. Nie trzeba dużego
intelektu, by zauważyć, że Hydra radziła sobie gorzej od Wolborg, która
zyskiwała wyraźną przewagę. Chyba wciąż nie pozbierałam się do końca po
ostatnim…
Zacisnęłam
zęby potrząsając lekko głową. Nie mogę tak wciąż myśleć. Jeśli będę się nad tym
rozwarstwiać to tym bardziej przegram. Lepiej… Lepiej skupić się na walce i po
prostu grać dalej. Jak zwykle.
Ciemno
fioletowy bey uderzył w srebrną przeciwniczkę wysyłając ją odlotem do krawędzi
areny… Ta jednak wciąż się kręciła. Szlag, … za słabo, za mało siły włożonej w
atak. Będzie kontratakował.
-
Wolborg!
-
Hydra!
Tuman
kurzu wzbił się w górę, gdy nasze bestie spotkały się gdzieś tam w dole. Nie
wiem, który dysk pierwszy się zatrzymał. Pył opadł dopiero chwilę po fakcie, a
szkoda… Ciekawiło mnie czy dam radę w końcu pokonać drugiego w tabeli.
Przytrzymując
dłonie na kolanach próbowałam uspokoić ciężki oddech. Ślina zaczynała zbierać się w kąciku ust. Wytarłam ją wierzchem
dłoni przy okazji rozmazując cienkie strużki krwi z kostek poranionych przez
wcześniejszy trening ciągłych wystrzałów i innych.
Trener
prawi niedostrzegalnie skinął głową, najwyraźniej zadowolony z naszej bitwy.
Pff, kogo ja próbuję przekonać…
-
Dobra robota jak na was, ale obaj musicie jeszcze długo nad sobą pracować. –
yhm, a ty się w rzyć pocałuj dziadzie. – Jeszcze raz!
Taka
sytuacja nie była nowością. Bo czy oni kiedykolwiek byli zadowoleni? W każdym
razie nigdy ze mnie.
Zastanawiające
było, że zwykle o tej porze krew polałaby się co najmniej raz, zgonów też póki
co nie było. Borys i żołnierscy przydupasy muszą być w diabelnie dobrym
nastroju… Jak na nich.
- 3,
2, 1
-
Let it rip!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~-----------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Psiakrew,
który to już raz toczymy ten bezsens zwany bitwą treningową? Straciłam rachubę
gdzieś przy dwudziestym dziewiątym, czy trzydziestym wystrzale. Tak szczerze mam
dość już od początku, wszyscy mają dość, ale jednak nikt nie może przestać.
Jakby na to nie patrzeć to właśnie wyniszczające treningi są na szczycie listy
z cyklu najczęstsze przyczyny zgonów.
-
Akim. – Ivanov wyrwał mnie z rozmyślań, a ja przyłapałam się na tym, że bawię
się kruczerem z naładowanym beyem. Co myślał, że mam zamiar kogoś zastrzelić?
Jego? Ogólnie myśl całkiem kusząca, ale akurat on nie jest główną partią na
cel. – Wracajmy lepiej do treningu.
Zawsze,
zawsze to samo, ta sama żmudna rutyna. Znowu, znowu i znowu aż do porzygu.
Naprawdę nie mam nic do samego beyblade, ale coś takiego dzień w dzień naprawdę
może je obrzydzić.
Z
charakterystycznym odgłosem oba dyski zderzyły się w wyżłobionej misie,
wznosząc syfy leżące na dnie. No bo po co trochę posprzątać?
Ruch
w górnej części pomieszczenia zwrócił moją uwagę. Kątem oka zauważyłam jak zza
zaciemnionych okien biura świecą dwa małe, czerwone kropki. Balkov…
-
Wolborg atakuj! – krzyk rudego przeciwnika ponownie skupił mnie na tym, co
działo się przede mną.
-
Unik! – smoczyca ledwo uniknęła kolizji. Było blisko… Za blisko. – Teraz,
trzygłowy strajk! – ciemno fioletowa energia otoczyła dysk, który uderzył w
syntetyczną wilczycę.
Niestety
dla mnie, a stety dla rudego przyjęła atak jedynie z paroma nowymi
zadrapaniami. Chłopak odetchnął z ulgą.
-
Coś twojej jaszczurce dzisiaj nie idzie.
- Ja ci dam jaszczurkę. – sapnęła
bardziej do siebie niż do mnie. Bo on przecież i tak by nie usłyszał.
- Odepchnij
ją! – jego dysk błyskawicznie wykonał jakiś dziwaczny przechył w dół, a później
wzwyż i oba beye wzbiły się odlatując do przeciwległych krańców areny. Hydra
uderzyła o glinianą ścianę. Przynajmniej nie przestała się kręcić… Jeszcze…
Zaklęłam
pod nosem trzymając się za głowę, w której już wcześniej kotłował się jakiś
tępy ból, a teraz jeszcze obraz przed oczami zaczął się rozwarstwiać.
-
Nowy ruch, co?
-
Wiedziałem, że ci się spodoba. – mruknął z humorem. Wiem, że nie miał złych
intencji czy coś, ale jakoś mnie to specjalnie nie bawiło. Skoro jest kolejna
taktyka to znowu trzeba będzie obserwować, wyciągać wnioski, przeciwdziałać.
Innymi słowy – kolejna dawka bzdurnej harówy.
Nie
jest dobrze… Smok ledwo zipie, a mi zaczyna się świat zamazywać w pewnych
miejscach… Na nogach też praktycznie … nie mogę ustać twardo w pionie.
- To już granica, prawda? Nie możesz
nawet stać wyprostowana… Może czas się poddać? – A może się łaskawie
zamkniesz?
Jedno
jednak muszę przyznać… Muszę to zakończyć, póki jeszcze mam … obie mamy siłę…
Jeszcze tylko jeden atak… I dadzą mi w końcu łaskawie zemdleć albo… Nie wiem…
Nie chcę wiedzieć…
-
Zakończmy to! – z rykiem czarny smok pojawił się gotowy do ataku.
-
Wolborg! – mrożące krew wycie wilka rozległo się w całej szkoleniowej, gdy
śnieżna dama stanęła naprzeciw.
-
Jazda!
-
Atakuj!
Dwie
bestie ruszyły na siebie.
-
Trzygłowy strajk! – zdążyłam jeszcze wrzasnąć, zanim ból w nogach stał się
naprawdę nieznośny.
Proszę
… wytrzymaj…
~~~~~~~~
Trzecia
osoba
Niecałą
sekundę przed zderzeniem cała energia odeszła, a smok z przejmującym warknięciem
wrócił do dysku.
-
He? – Tala nie mógł pojąć dlaczego Akima nagle naszło na odwoływanie bestii. To
nie miało sensu, chyba, że … to nie było zamierzone posunięcie.
Srebrnawy
bey nie mógł spowolnić. Z impetem uderzył przeciwnika odbijając go do stóp
właścicielki.
-
Irvinov? – przeniósł wzrok z areny na drugiego rudzielca kurczowo trzymającego
ręce przy ramionach jakby chciała się ogrzać. Spazmatyczne drgawki na ciele
były za dobrze widoczne jak na oddzielającą ich odległość.
Ivanov
ominął wyżłobienie stając po drugiej stronie tuż przy dziewczynie, gdy zsunęła
się na kolana łapiąc gwałtownie powietrze z przymkniętymi oczami. Cała w
kropelkach potu, spadających poprzez drgnięcia, skurczyła się jak po oberwaniu
w żołądek jakby to miało pomóc w
odzyskaniu tchu. Wyciągnął do niej rękę, aby w razie czego powstrzymać ją od
ujawnienia się, ale szybko strąciła jego dłoń.
-
Nie… ruszaj… - wycharczała na krótkich wydechach, ledwo podnosząc powieki.
Cofnął
się o krok wypuszczając nieco sfrustrowany i przygnębiający oddech. Naprawdę w
pewnych kwestiach potrafiła być cholernie uparta. Jednak nie dawał mu spokoju
jej stan. Pociła się naprawdę źle, a drgawki nie ustawały. Czyżby to właśnie
osiągnęła swój limit?
Zerknął
w górę na zaciemnione szyby nad nimi nie widząc w nich niczego.
Zaklął
szpetnie pod nosem.
Nie
chciał wpadać w panikę.
Jak
na bioniczny eksperyment średnio mu wychodziło.
- Co
to miało znaczyć, do cholery! – wściekły głos poniósł się echem po ścianach.
Chłopak nie musiał, lecz spojrzał wprost na rozjuszonego Balkova. – To był twój
najgorszy występ ze wszystkich Irvinov! Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś tak
żałosnego!!!
Ruda
ni to syknęła, ni to jęknęła próbując podnieść i skierować głowę na
znienawidzonego przezeń człowieka.
Z
okropnym gardłowym warkotem ręka Borysa sięgnęła pod płaszcz wyciągając
zwinięty bicz.
-
Panie!
- Z
drogi Ivanov! – odepchnął go daleko za siebie zbliżając się do skurczonej
figury.
- nieco później –
Odgłos
uderzenia poniósł się pogłosem po całym obskurnym korytarzu.
-
Co, do diabła, jest z tobą nie tak!?
Kolejny
krótki krzyk oraz zderzenie ze ścianą.
Świst
bata.
-
Odpowiedź mi! Przecież nie jesteś niemową! – mężczyzna podniósł zmaltretowane
ciało za włosy, tak, że twarze były na równym poziomie.
Osóbka
skrzywiła się z bólu patrząc swoimi brązowymi oczami pusto prosto w czerwone
punkty. Zakrwawione wargi zwarły się w jedną poziomą linię. Jak zwykle
niepokorny. To najbardziej denerwowało Borysa. Inni, przerażeni, ukazywali
uległość i to mu odpowiadało, uwielbiał mieć te świadomość, że to jego się bali. Nawet spojrzenia pełne,
praktycznie dorosłej, zawiści dawały mu wręcz dziką satysfakcję. Wiedział, że
ma władzę. Ale ta mała pokraka niczego takiego nie robiła! NICZEGO! Czuł się
źle ze świadomością braku jakiejkolwiek kontroli i to doprowadzało go do szaleństwa! Chciał zobaczyć, że się go bał,
że go nienawidzi! Jeden wyjątek może doprowadzić do upadku Biovoltu jeśli tylko
zyska uznanie reszty podopiecznych opactwa.
A zachowanie Irvinova, może nie tak wyraźnie, ale oddziaływało na te
bachory!
O
nie! Póki żyje nie pozwoli na coś takiego!
-
Nauczę cie szacunku do starszych gówniarzu! – bicz błyskawicznie owinął się
wokół szyi zakrwawionego dzieciaka. Puścił włosy i obiema rękami zacisnął
obręcze.
Oczy
rudzielca momentalnie się rozszerzyły. Zaczęło mu brakować tlenu. Próbował
poluzować ucisk na gardle. Z piersi chrapliwie uchodziło powietrze.
Balkova
przepełniała dzika euforia. Nareszcie! Nareszcie był pewny swojej dominacji nad
Irvinowem!
-
Borys! – Tala wrzasnął raz jeszcze, wciąż próbując zatrzymać tortury.
- Co!?
– warknął luzując odrobinę bat dając szansę Akimowi na złapanie kilku
spazmatycznych oddechów.
-
Jestem … jestem pewny, że jest chory … czy coś… Mało ostatnio jadł … pewnie
dlatego osłabł. – wiedział, że gatka wymyślona na poczekaniu może mieć odwrotny
skutek do zamierzonego. Lecz musiał zaryzykować, inaczej…
-
Hmm… - usunął skórzane kleszcze z krwawiącej szyi omdlałej postaci. – Dobrze,
więc… Najwyższy czas ulepszyć jego organizm – chłopakowi nie spodobał się nagle
spokojny ton trenera – ale najpierw musi go względnie poskładać dział medyczny.
– przerzucił zemdlone ciało przez ramię i odszedł.
Tala
patrzył za oddalającą się figurą niepewny, co dalej. Cząstka jego świadomości
chciała podbiec, uderzyć kata i wyrwać Akima, może i nawet napluć w twarz
dziadowi. Zabrać rudą jak najszybciej, jak najdalej. Lecz i odezwała się w nim
ta druga cząstka. Strach, ale nie ten pierwotny strach tłamszący ruchy, dławiący
oddech i tłumiący trzeźwe myślenie. Tylko bardziej lęk o własną skórę. Właśnie
tego nauczyło opactwo ich wszystkich, wpierw są swoje interesy później reszty.
(Co dziewczyna chyba ostatnio zapomniała.) A z resztą gdyby jakimś cudem się
udało, to jakie później by mieli szansę na cokolwiek?
Ta
chwila zanim Ivanov doszedł do jakiegoś składu to postać zdążyła zniknąć w
ciemności korytarza.
A on
jedynie mógł teraz wściekle się miotać, przeklinać wszystko i wszystkich. Od
samego Voltaira i Balkova zaczynając, na własnym tchórzostwie kończąc.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~-----------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po
niespełna dwóch godzinach walki o utrzymanie Akima przy życiu dział medyczny
mógł się nareszcie odstresować. Pan Balkov rzadko przejawiał jakiekolwiek
zainteresowanie zdrowiem podopiecznych. Ale ten mały stanowił jeden z nielicznych
wyjątków. Cały personel domyślił się, że
jeśli młody umrze to pracodawca mógłby ich wszystkich w najlepszym
przypadku zwolnić. Z ulgą przyjęto wiadomość, że dzieciak żyje.
- To
co? Szklaneczka?
-
Nawet dwie!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~----------------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Akim
Pik,
pik, pik, pik, pik, pik, pik
Irytujące…
Pik,
pik, pik, pik, pik, pik, pik
Czy
zawsze jak śpię to musi mnie coś obudzić?
Pik,
pik, pik, pik, pik, pik, pik
Cholera
Pik,
pik, pik, pik, pik, pik, pik
Hmm,
zobaczmy… Większość ciała w bandażach, całkiem świerzych zresztą. Mieli
niedawno dostawę?
- Hydra…
- Jestem. – dobra, lojalna bestia.
Przynajmniej jej mi nie odebrali.
- Wkurzyłam go.
- A żałujesz?
- Tylko tego, że nie splunęłam mu między
oczy. – mruknęłam, tępo wpatrując się w jarzeniówkę na suficie. Ręka
bezwiednie powędrowała na gardło. – Trzydziesta
siódma.
- Co?
- Blizna. Stworzona przez Balkova i jego
bat.
- … Przepraszam… Gdybym tylko…
- To nie twoja wina.
Cisza,
przerywana jedynie dźwiękiem maszynerii szpitalnej. Zabawne, … część medyczna w
opactwie jest jedną z najlepiej wyposażonych i najbardziej znienawidzonych. Bo
budząc się w niej wiesz, że koszmar trwa dalej.
- Mam ochotę rozszarpać tego skurwysyna na
strzępy.
- Jak
tylko się wyliże, to chętnie ci pomogę. – ziewnęłam przeciągle. - A teraz daj
mi jeszcze pospać póki mam okazję.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~--------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- nieokreślony czas później –
Trzecia
osoba
Kadra
laborantów razem z Borysem zebrała się przy panelu sterowniczym. Naprzeciw nich
w wielkiej tubie z zielonym płynem unosiło się drobne ciałko, do którego
doczepiono kilkanaście różnych rurek z dziwną substancją.
- To
co zwykle sir? Optymalna dawka?
-
Owszem, zaczynajcie.
~~~~~~~~~~~~---‘’’’’’’’
Akim
Zielony
Tylko
zielony
Wszędzie
zielony
Zbrzydł
mi zielony
A
nawet nie muszę otwierać oczu, żeby wiedzieć, że znowu wpakowali mnie do tego
kisielu i wbili jakiś miliard igieł, gdzieś pod skórę. Najgorzej było z szyją.
Jeszcze nie zdążyła się dobrze zagoić, a tu już coś w nią pakują.
A na
dodatek jest tak zimno.
Szlag
by trafił tych wszystkich naukowców!
Czy
oni naprawdę muszą to tak ciągnąć? Oczekują nie wiadomo czego, a przecież od
początku wynik jest niezmienny – brak jakiejkolwiek reakcji organizmu… Nic,
zupełne zero, lecz mimo to oni wciąż próbują. Powinni za to dostać medal za
zawziętość. Wiem, co będzie później. Za kolejne niepowodzenie winą obarczą
mnie, chociaż nie mam żadnego wpływu na wyniki tych pseudo eksperymentów!
Wymierzą kolejną karę, co sprowadza się do tortur. A może jutro albo za tydzień
wszystko się powtórzy.
Dlaczego?
Czemu to ja muszę tkwić w tym ciasnym słoju wypełnionym wstrętną mazią!? I
dostawać baty?
W
chwili, gdy do żył zaczyna wpływać ta piekąca substancja to ciało przeszywa
paraliżujący ból trochę jak ten podczas skurczu. Nawet przyzwyczajenie nie daje
całkowitej odporności.
Podniosłam
powieki. Za szybą migotały niewyraźnie męskie sylwetki w kitlach.
Wystarczyłoby
tylko rozbić szybę jednym zdecydowanym ruchem,
cokolwiek, byle tylko się uwolnić. Ale… Nie daję rady. Jestem w stanie jedynie
ruszyć palcami o jakieś marne milimetry. Przynajmniej zasnę i zapomnę o tym
wszystkim. Nie wiem czemu, ale często odpływam. I dobrze.
~~~~~~~~~~~~---‘’’’’’’’
-
Ponowny brak reakcji. – monotonnie zauważył pracownik.
- Zwiększyć
dawkę. – władczo zażądał Balkov.
-
Szefie, jeśli jeszcze więcej wtłoczymy
jeszcze większą porcję, to organizm na pewno nie wytrzyma takiego szoku!
-
Śmiesz mnie kwestionować?! – czerwone soczewki niebezpiecznie błysnęły.
-
N-nie sir…
-
Więc rób, co każę!
~~~~~~~~~~~~---‘’’’’’’’
Osóbka
mimowolnie zgięła się w pół. Jasne było, że organizm protestuje przeciwko
takiemu traktowaniu. Ciało co chwilę zmieniało pozycję jakby wstrząsały nim praktycznie agonalne drgawki. Gwałtowne
szarpnięcia mimo wszystko nie mogły uwolnić go od bólu, dział naukowy już dawno
przewidział takie wypadki i skutecznie im przeciwdziałał. Specjalna konstrukcja
igieł stanowiła dobry przykład przezorności laborantów opactwa.
~~~~~~~~~~~~---‘’’’’’’’
Praktycznie
czuję jak każda komórka mojego ciała pali się żywym ogniem. Najgorzej było z
szyją, która chyba znów zaczęła krwawić… Dość, … dość tego cholera! Najpierw
katują mnie prawie na śmierć, żeby później wpakować do tuby, zalać mazią i
wtłaczać nie wiadomo co do żył!
Nie
byłam zła, nawet nie wścieknięta, tylko wkurwiona! (W sumie, jedyną rzeczą,
którą możemy czuć ma być złość.)
Chciałam
ich zarznąć. Wszystkich po kolei jak stali w tej sali i całą resztę
odpowiedzialną za zgotowanie nam piekła na ziemi!
W
pewnym momencie poczułam dziwne mrowienie rozchodzące się od klatki piersiowej
po czubek głowy, stopy i końce palców u rąk.
~~~~~~~~~~~~---‘’’’’’’’
-
Sir, niech pan spojrzy! On…
-
Widzę baranie!
Rudowłosą
w tubie nagle zaczęła otaczać fioletowa poświata powiększająca się i
ciemniejąca w zastraszającym tempie. Cała kadra w niemym osłupieniu oraz
fascynacji zmieszanej z lękiem przyglądała się w skupieniu temu niecodziennemu
zjawisku.
A tu
wszystko zniknęło. Ciszę jaka zapadła w sali nie mącił nawet najmniejszy szmer.
Wszyscy w stanie oszołomienia oddychali wyjątkowo bezgłośnie. Nigdy w ich
dotychczasowym życiu minuta nie ciągnęła się tak długo.
Tę
chwilę konsternacji przerwał nagły wybuch. Fala ciemnofioletowej energii
rozpierzchła się na wszystkie strony, niszcząc szklistą tubę i rozbryzgując
wszędzie zieloną maź zmieszaną z kawałkami szkła i igłami, które, przez falę
uderzeniową, odczepiły się od ciała dziecka, leżącego aktualnie, niczym
nieżywe, twarzą w dół na posadzce pokryte zielonym mazidłem. Gdyby nie
cykliczne ruchy torsu pewnie uznano by je za martwe tak naprawdę.
Naukowcy
z dobrym refleksem oraz Balkov zdążyli ukryć się za panelem sterowniczym. Inni
nie mieli tyle szczęścia. Co najmniej dwóch miało osadzoną głęboko w oku igłę
lub odprysk szkła. Wszyscy ranni paranoicznie wyli lub rzygali na widok krwi.
Jeden
z nich klęczał zaciskając w dłoni odłamek, a drugą ręką trzymał się za gardło,
z którego obficie płynęła czerwona substancja. Próby wsparcia ze strony kolegi
po fachu były bezcelowe. Przebitej tętnicy nie da się tak łatwo załatać.
-
Sir, proszę wezwać pomoc! – wrzasnął spanikowany, lecz nie doczekał się
odpowiedzi. – S-sir…? – powoli odwrócił głowę w stronę pracodawcy.
Widział
jedynie plecy swojego szefa. Całe jego ciało zaczęło się trząść, a z głębi
krtani wydobywał się tłumiony chichot. Po chwili wybuchnął śmiechem
zagłuszającym rozpaczliwe jęki zranionych. Odrzucił głowę do tyłu.
Jeden,
przyprawiający o dreszcze, maniakalny rechot rozległ się w całym pomieszczeniu.
-
Nareszcie... Nareszcie się udało! – ryknął z drapieżnym uśmiechem odsłaniającym
wszystkie zęby. – Już wiem, co z nim zrobić. Hej, wy tam! – zawołał do paru
ludzi przy drzwiach w szoku obserwujących skutki całego zajścia. – Weźcie to
rude truchło doprowadźcie do porządku. Za 15 minut ma być na stadionie A-0! I
posprzątajcie ten syf. – machnął niedbale ręką w stronę trupów, rannych,
wszechobecnych wymiocin i krwi. – od razu poderwali się do pracy.
A
naukowcowi zajęło chwilę, by dojść do wniosku
Że patrzy na potwora.
--------------------
Kaosu:
I tym jakże optymistycznym akcentem kończymy! … Czy my w ogóle skończyliśmy coś
na wesoło?
Aaron:
*tuli Ari* Jeszcze tylko trochę i uciekniesz…
Shizuka:
Mówiłam, że będzie gorzej. A to nie miało być dłuższe?
Ja:
Trochę trudno mi akcję rozdzielić. Reszta teksu pójdzie na kolejny rozdział.
Shin:
Dużo jest o gardłach i szyjach…
Ja:
Ciężko znaleźć dobry synonim. I przepraszam za wszystkie powtórzenia… Chyba mam
ubogie słownictwo…
Shizuka:
Zawsze możesz słownik poczytać.
See
ya!
Ja: Pierwsza ^^
OdpowiedzUsuńMio: A gdzie 2 rozdział?
Ja: No właśnie, jest pierwszy i trzeci a drugiego brak... podejrzane.
Kyoya: Zanim zaczniesz coś gadać najpierw przeczytaj!
Ja: Już chamie jeden... FOCH!
Kyoya: Duże dziecko...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa: Witam wszystkich. ^^ *ogarnia swoją pomyłkę* Już poprawiam...
UsuńAaron: No Yuna wiesz ty co...
Ja: No co? Każdemu się zdarza.
*gdzieś w tle słychać brzdęk i wrzaski Mizuki*
Ja: A no witam ^^ nowa jestem, no tak trochę nowa.
UsuńMio: Napisała by wcześniej koma jakiegoś, ale net był nie ogarnięty i nic zrobić się nie dało.
Ja: Dziękuję, Mio za wyjaśnienie, ale nie jestem dzieckiem.
Kyoya: Napewno...
Ja: Tym razem to nie będzie krzesło, ale lodówka, obiecuję ci to.
Kyoya: To ja się żegnam! (wychodzi z domu)
Ja: Nice.
Mio: Masz fazę. -.-
Ja: No wim. ^^
Mio: Dobra kończymy, bo jeszcze głupawki dostanie i do domu będzie trzeba ją nieść.
Ja: Brutalna jesteś.
Mio: Takie życie.
Kaosu: Oj tam, nowe twarze są zawsze mile widziane. ^^
UsuńJa: Znam ten ból przy braku internetu.
Shizuka: To się nazywa uzależnienie.
Ja: -.-
Mizuki: *z innego pokoju* WON, ty kupo śmierdzącego futra!!!
Kaosu: ... Czyżby Behemot znowu wprosił jej się do garażu?
Aaron: Prawdopodobnie.
Jenny: Te Borys, chcesz skończyć z gwoździami wbitymi w każdy kawałek ciała i hakiem w karku? Nie? To odpierdol się od Arisu ^^
OdpowiedzUsuńJa: *przypomniała sobie Pytanie na śniadanie i zaczyna się śmiać*
Izumi: Jenny weszła w tryb psycho, Angel odpadła, a zostałem. Ari - chna, dasz radę i uciekniesz stamtąd! A ten potwór.
Jenny: Wygląda trochę jak wściekła Kimiko.
Kimiko: -.-
Jenny: Ale ty jesteś dużo ładniejszaaa
Kimiko: ^^
Izumi: Może ten potwór pożre Borysa?
Jenny: Liczę na to. A jak nie to bierzemy maczety i robimy najazd
Harumi: Maczety?
Jenny: Żeby bardziej bolało i dłużej umierali
Ekipa: O.O
Mitsuki: Mogę ci pomóc siostrzyczko.
Jenny: Spieprzaj.
Ja: *masuje skronie* Synonim na szyję....nie mam pojęcia xD Cóż ja tu jestem podjarana, chociaż padnięta i czekam na ciąg dalszy losów Arisu.
Jenny: Borys przypomina Troya *mruży oczy i przejeżdża palcem po ostrzu katany*
Izumi: To oznacz mniej więcej: zajebię, śmiecia.
Jenny: Arisu, pocky? Mam zapas ze szpitala. Wszystkie smaki jakie znalazłam xD
Kyoya: ASHIDA!
Jenny: Jprd....
Kaosu: Czyżby to sławetne "Ku**a sory... Przebiłem ci rękę?" To było świetne. x)
UsuńHiromi: A nam brak empatii dla nieszczęsnej prezenterki. W sumie nie tylko my tak mamy.
Kaosu: Potwór? O_o Jaki potwór? Ta ostatnia linijka to określenie na Balkova.
Aaron: Wychodzi na to, że wszyscy szefowie takich "ośrodków" to jebnięci psychopaci.
Shizuka: ... *chwyta Tategamiego i rzuca nim gdzieś hen dalekoooo*
Shin: Widać, że trenowałaś z Shunem. ^^
Kim: Taki krasnoludek, a krzepy to kulturyści mogą pozazdrościć. ^^
Shizuka: Bez przesady, może faceci, ale kulturyści tylko siły chłopaków. No i glon mnie niebotycznie denerwował.
Arisu: Chętnie... Wystarczą czekoladowe...
Aaron: Jeśli masz to daj truskawkowe, te lubi najbardziej. :)
Hiromi: *luka na Risu* Przynajmniej teraz wiemy czemu zawsze nosisz przylegające do szyi długie kołnierzyki od bluzek.
Kaosu: *po chwili* A dlaczego wszystkie kolory włosów od pomarańczowego do czerwonego nazywa się rudymi?
Izumi: Zadaje sobie to pytanie od dziecka.
UsuńJa: *czytanie ze zrozumieniem u niej leży, szczególnie po dzisiejszym dniu*
Jenny: Ale porównanie i tak pasuje. Bo tylko pojebaniec jest w stanie stworzyć takie coś. *rzuca Risu paczkę truskawkowe*
Harumi: Ja dalej sądzę, że prawnik by ci się przydał.
Jenny: Po co? O.O
Harumi: Jak się Dunamis dowie, że to od ciebie miał ten naszyjnik/
Jenny: Nie dowie się. Spokojna głowa ^^ *orient* Risu nie chcesz podleczyć tych blizn?
Alice: Przecież twoich blizn się nie da.
Jenny: *wzrusza ramionami* Bo jestem demonem. Człowiek to co innego.
Kaosu: Nie tylko ty Izu. Tylko, że nikt nie chce mi odpowiedzieć!
UsuńHiromi: Musisz przyjąć do wiadomości, że tak po prostu jest. Wiesz autorki mają mniej kłopotu przy pisaniu.
Kaosu: -.-
Shizuka: Myślicie, że Dunamis taką sprawę by w sądzie załatwiał? Bardziej bym obstawiała bitwę beyblade.
Arisu: *łapie paczkę* Dzięki.
Aaron: Too Risu, chcesz się podleczyć?
Arisu: *po chwili* Nie usuniesz mi ich całkowicie, prawda...?
Aaron: A to niby czemu?
Arisu: Podleczyć, a uleczyć to dwie różne rzeczy... A z resztą przyzwyczaiłam się do nich.
Aaron: Myślałem, że chcesz całkowicie zapomnieć o tamtych czasach.
Arisu: *ironiczny uśmiech* O tym się nie da całkowicie zapomnieć. Nawet usuwając pamięć.
Jenny: Mogę nie muszę.
UsuńIzumi: Bo pisanie czerwonowłosy głupio wygląda. Przynajmniej według Angel.
Ja: Za długi wyraz przy okazji.
Harumi: Hmmm, Dunamis i tak nie znosi Jenn.
Jenny: Z wzajemnością, cholerny strażnik.
Izumi: A myślałem, że Agumy nie lubisz O.o
Jenny: *kpiący ton* Moje relacje z legendarnymi nie należą do najlepszych.
Harumi: Trudno się dziwić.
Jenny: Jak się jest idiotą to się za to płaci *pokazuje na Kyoyę* żywy przykład.
Hiromi: No widzisz Kaosu, masz swoją upragnioną odpowiedź.
UsuńJa: Wygląda równie źle jak pisanie pomarańczowowłosy. I dlatego przy dzisiejszym rozdziale, gdzie były dwa rudzielce musiałam się dobrze pilnować, żeby nie powtarzały się słówka... Za bardzo...
Aaron: Niczym szyja i gardło.
Ja: Cicho siedź. -.-
Hiromi: A czy tylko ja miałam wrażenie, że Dunamis ma czarną szminkę na ustach? Przynajmniej na górnej wardze.
Aaron: Jak dla mnie to on i tak trochę dziewczynę przypominał...
Kaosu: Niczym Gus. xD
*Kyoya leży gdzieś na szczycie drzewa*
Kaosu: Kurka, nie mogę dojrzeć zielonego gluta w liściach... Co za kamuflaż. :D
Shin: Wiesz, jakby gruchnęła nim o podłogę to byłoby z nim gorzej.
Shizuka: Teraz żałuję, że tak nie zrobiłam.
Kelly: *niewie co zrobi, kompletnie nie wie co robić, gdyby mogła to by kogoś stamtąd zabiła ale ni chuja się nieda, przeklinanie też nie pomoże a coś hej mówi że Ivanov wyczerpał wszystkie po dłuższej chwili oddycha głęboko przywouje uśmiech i zaczyna mówić* O matko ten kisiel to naprawdę musiała być jakaś masakra. Ciekawe czy przeszkodziło by mim to w testach gdyby się do tego czegoś nażygało?...*uśmiech się jej lekko załamuje ale ciągnie dalej* Wogóle jak zobaczyłam te tubę z glutem to już chciałam biec po tort urodzinowy ale będę...z...nim...mu..mu. KURWA! *ładuje kuczer i strzela* Biała Defensywa! *wokół Aaron'a i Arisu tworzy się kopuła z lodu przy ścianie której siada sobie Kelly w batem na kolan parzuzastymi rękawiczkami na rękach, a wokół wszystkiego wiruje Biała.* Przepraszam to co robię nie ma sensu ale... Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
OdpowiedzUsuńAaron: *z lekkim uśmiechem* Prawie jak w domu...
OdpowiedzUsuńArisu: *skubie kawałek lodowej ściany*
Aaron: Nic nie szkodzi Kelly, serio. *siada gdzieś obok niej tylko, że ściana przegradza* Też bym tak zareagował.
Hiromi: Serio?
Aaron: No dobra, może trochę inaczej.
Kaosu: ... Yuna jak długo będziesz dołować wszystko i wszystkich?
Ja: Ummm... *masuje kark* Mam nadzieję, że jeszcze jeden rozdział i przejdziemy na jakieś ciekawsze oraz ... spokojniejsze... Eh, słowa mi zabrakło...
Kaosu: Ta aura jest przytłaczająca.
Hiromi: Dango?
KAosu: *kiwa głową* Dango. *idzie do kuchni*
Kelly: *pociga zasmarkanym nosem * Też byś tak zareagował jasne. Już zasuwam ci uwierzyć. Virgo nie umie tworzyć ściany z lodu. *znowu pociąga nosem* Zaraz pójdę po jakiś palnik żeby wam to iglo otworzyć tylko się ogarnę poprostu jak widzę co jej robią to minie w środku ściska i przestaje logicznie myśleć i jedyne co mi przychodzi do głowy to to że jak się siedzi w "jajku" to nic złego się nie może przytrafić.
UsuńHiromi: *podaje Kelly chusteczkę* Kaosu, dango robi, więc teraz ja będę za pocieszycielkę. *lekki uśmiech*
UsuńAaron: *masuje tył głowy* Taa... Chociaż nie chodziło mi dokładnie o lodową ścianę. Zrobiłbym coś innego... Tylko nie wiem, co dokładnie...
Shizuka: Mogę to roztopić. To zawsze mniej czasu zmarnowanego na szukania palnika.
Arisu: *przestaje kruszyć lód, chyba znowu pogrążona w myślach*
Kelly: Nie trzeba mnie pocieszać.* głośno wydmuchuje nos * Mam katar a nie płacze.*wyjmuje z torby palnik odchodzi kawałek tak by nie podpalił Aaron'a i zaczyna rozpuszczać wejście nucąc pod nosem Palinki są acha acha gorące* Kaosu umie gotować? *Mówi kiedy udaję jej się wypalic dzióre wielkości głowy* Arisu o czym tak myślisz? Ja Mary nie jestem i do głów nie włażę.
UsuńHiromi: Tylko proszę, nie spal niczego innego niż lód... Nie mamy zniżki u straży pożarnej.
UsuńShizuka: Bo jest nam nie potrzebna.
Aaron: Umie wyłącznie dango. Resztę spala gorzej niż trojaczki.
Kaosu: *z kuchni* Bez przesady!
Aaron: Fakt, tylko, że herbata ci wybuchła, bo pomyliłeś cukier z saletrą... A wodę z benzyną... Czy ty przypadkiem nie byłeś wtedy na kacu?
Kaosu: A zamknij się! ><
Arisu: ... O niczym szczególnym.
Kelly: Spokojnie kaleczna jestem tylko w kuchni. *uśmiecha się słysząc jak Aaron opowiada o zdolnościach kulinarnych Kaosu * No wyjście skończone. :)
Usuń