poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 3: Run epicene run, to the streets of Russia town


Trzecia osoba

Ian miarowym krokiem dreptał przez korytarz. Uważał, żeby za bardzo nie przyśpieszać ani za bardzo zwalniać. To mogłoby zwrócić niepotrzebną uwagę oraz podejrzenia ze strony, no praktycznie wszystkich, co mijał na swojej drodze.
- Hej, Pinokio! – drgnął na to przezwisko. Bryan… Przecież tylko on ma taki prześmiewczy ton głosu w zasadzie dla każdego. Przynajmniej znalazł ich szybciej niż przypuszczał. – Wiesz może, co z naszym rudym obojnakiem? Wyciągnęła kopyta? – za to ostatnie dostał w żebra od Siergieja.
Dlaczego to go nie zdziwiło?
- Zmartwię cie Kuzniecov, przeżyła. Przy okazji robiąc niezły raban. – wzruszył niedbale ramionami, ale faktycznie gekon zrobił całkiem spore zamieszanie skoro zmobilizowano prawie wszystkich sprzątaczy opactwa. Których on sam w życiu na oczy nie widział.
- To ona była? – Tala podniósł czerwoną brew. – A co się teraz dzieje?
- Ano, ja w tej sprawie was szukam. – mikrus zadarł wyżej głowę. – Podobno biorą rudą na arenę A-0. Ale póki, co to niepotwierdzone info… I uznałem, że może wy coś o tym wiecie?
Nie wiedzieli.
Spojrzeli na Kaia, który miał z lekka szersze oczy. A po chwili ruszył gdzieś z buta, omiatając przy okazji zaległy kurz szalikiem, najwyraźniej nie zamierzając niczego wyjaśnić reszcie.
- Gdzie tak pędzisz? – nawet nie raczył się  zatrzymać. – Noż cholera, Hiwatari! – Ivanov pogonił za nim.
Pozostali zostali tam, gdzie byli nie widząc sensu w działaniu oddalającej się dwójki.
- Arena A-0… - mruknął Bryan przełamując niewygodną ciszę. – A to nie tam trzymają i testują tego czarnego ptakulca?
I wtedy stało się jasne, czemu jeden tak emocjonalnie, jak na niego, zareagował.
A najczęściej milczący, spokojny, niewzruszony niczym skała Petrov przeklął tak siarczyście, że nawet Bryan musiał przyznać się do braków w słownictwie.
--------------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~--------------------------------
Na zazwyczaj pustym stadionie,  gdzie okazjonalnie przemykały wyłącznie ekipy sprzątające panował zaskakujące poruszenie.  Zebrała się wyżej postawiona ekipa naukowa Biovoltu wraz z obstawą. A wszystko przez drobnego rudzielca, który ledwo trzymał się w pionie. Stał tuż przy arenie, a parę kroków za nim sterczeli, niczym rzeźby w duchu czystego monumentalizmu, dwa goryle Balkova na wypadek, gdyby mały zechciał uciec, nawet jeśli w obecnej sytuacji było to bardzo irracjonalne zagranie z jego strony.
Pięciu wychowanków opactwa stanęło naprzeciw Irvinova. Jeden z pracowników otworzył skrytkę w ścianie i delikatnie wyciągnął czarnego beya. Podszedł do Akima i już miał mu wpakować dysk do ręki, gdy…
- Borys, co ty kurwa myślisz, że robisz?! – młodocianego Hiwatariego chwycił pod ramiona jeden z żołnierzy. Szarpiącego się Ivanova zdążyli złapać jeszcze ci stojący obok drzwi.
Naokoło rozległ się szmer oburzenia i dezaprobaty spowodowanej zachowaniem intruza. Jak to? Taki niewychowany bachor miał być następcą Voltaira? Przyszłym prezesem Biovoltu? Przecież nie godzi się…
- A, Kai miło, że wpadłeś. – Balkov wyglądał na zupełnie nieprzejętego wtargnięciem i obelżywym językiem wnuka jego szefa. Ignorując komentarze innych rozciągnął usta w uśmiechu nie obejmującym oczu… Znaczy się, gogli. – Ty i twój … przyjaciel będziecie świadkami kolejnego przełomowego kroku w…
- Nie możesz! – przerwał mu, próbując wyrwać się ze stalowego chwytu ochroniarza.
- Ja nie mogę? – prychnął z wyższością. – Oczywiście, że mogę młodzieńcze.
- Przecież… Black Dranzera potrafi kontrolować jedynie Kai! – krzyknął Tala na tyle głośno, że wszyscy go usłyszeli. – A Akim prawdopodobnie nie da rady!
- Cisza! – huknął coraz bardziej zirytowany nieproszoną dwójką. Ruchem głowy nakazał dać nie kontaktującemu rudzielcowi wyrzutnię i dysk. – Irvinov ma równie dobre predyspozycje, aby opanować bestię. Jeśli mu się uda, to nasza misja na pewno zakończy się sukcesem!
Nie mogli pojąć czy chodzi mu o najbliższe zawody, czy może o dalszą przyszłość i … cholera wie te pomysły szefostwa. Ale teraz wszystko sprowadzało się tylko do jednego…
- Akim, ani się waż strzelać!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~---------------------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Akim

Gdzie oni mnie ściągnęli? … Chyba do jednej z tych „lepszych” aren… Tylko na co? Wszędzie wokół tylko przytłumione głosy, rozmyte twarze, niewyraźne zarysy jakbym była odgrodzona szybą, … jakbym wcale nie wypadła z tej tuby. Różnica jest jednak taka, że nic nie jest zielone, a jedynie widoczne jak zza grubego szkła.
Pocieszające.
Czuję się … wypompowana… Można pomyśleć, że cały mój wcześniejszy szał, wściekłość na tych wszystkich ludzi i całe to miejsce ulotnił się razem z tą dziwną energią. Nawet mrowienie ustało. Została tylko skorupa, a cała reszta gdzieś się unosi… Całkiem poetyckie podsumowanie, prawda?
W ręce poczułam znajomy ciężar dysku i kruczera. Naokoło głosy przybrały na sile. O co im chodzi?
Spojrzałam na rozmazany obraz mojej dłoni. Hydra…
Chcą żebym walczyła, co? Ciekawe po co tym razem? Żeby znów mieli powód do tortur?
Załadowałam beya.
- To zły pomysł.
Teraz to i tak wszystko jedno.
- Będziesz tego żałować.
Niech się dzieje co chce.
- Posłuchaj żesz mnie!
Tylko niech dadzą mi w końcu spokój.
- Cholera, nie strzelaj idiotko! Nie...!
Wystrzeliłam…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~------------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trzecia osoba

- Let it rip! – wrzask piątki dzieciaków zmieszał się z charakterystycznym dźwiękiem sugerującym początek kolejnej bitwy. Przeciwnicy od razu uderzyli w Black Dranzera, który od razu odepchnął ich wszystkich do przeciwległych ścian misy.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, gdy kolejna dawka, tak znanego bólu, znowu przeszyła jej ciało, a smuga czarno-fioletowej energii łączyła ją, niczym łańcuch, razem z beyem. A smolisty dysk w tym czasie rozniósł jednego rywala na kawałki, a gracz poleciał pod ścianę pomieszczenia.
- Niech cię… Przerwij to!
Wariacki śmiech Balkova grzmiał w całym pokoju, a może nawet wylewał się szparami na zewnątrz, w czasie gdy kolejny dzieciak padł obok kolegi.
- Tak! To jest moc, której potrzebujemy! Moc Black Dranzera!
Ruda krzyknęła przeraźliwie, trzymając poranionymi dłońmi głowę, kiedy bliźniak feniksa Kaia zapłoną czarnym światłem. Inni nawet nie chcieli wiedzieć jak bardzo musi cierpieć.
- Wywołuje bestię… - zauważył przytomny gracz zanim zemdlał.
- On nad nim nie zapanuje! – Ivanov starał się przekrzyczeć ogólny zamęt jak uwolnił się z chwytu przydupasów. – Prędzej zostanie zeżar…
- Wiem! – Hiwatari odkrzyknął, łupiąc tyłem głowy w twarz żołnierza, który zaskoczony atakiem momentalnie go puścił. Wolny, desperacko  grzebiąc w  kieszeniach poszukiwał swojego partnera. – Wreszcie. - podbiegł do areny, w której kręcił się wyłącznie jeden dysk. – Zmieć go, Dranzer! – Niebieski kolor zalśnił, podczas ładowania wyrzutni.
- NIE! – mężczyzna zauważył poczynania młodziaka - Zatrzymać go idioci!
Za późno.
Uwolniony feniks atakując swojego pobratymca z zaskoczenia zdołał go zmieść z areny tuż pod stopy Borysa. A drobny rudzielec bezgłośnie osunął się na podłogę.
- HIWATARI! – posypał się tynk ze ściany.
- Weź ją stąd. – mruknął, podając nieprzytomne ciałko kumplowi. – Byle jej nie znaleźli.
- A ty? – Tala poprawił chwyt na dziewczynie.
- Poradzę sobie.
- Serio?  – zerknął na wkurwioną twarz trenera.
- Po prostu idź.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~------------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak szczerze to nie miał pomysłu, dokąd zanieść Akima. Jeg… Jej własna cela w ogóle nie wchodziła w rachubę. Karcer tym bardziej. Prędzej wsadzą tam dwójkę, która dziś przerwała walkę, czyli kolca w dupie Kaia i samego Kaia. Bryan… Nawet można by… Gdyby nie fakt, że któryś z jego współlokatorów mógłby kablować. A Kuzniecov pewnie mało by się przejął stanem młodej (Jakiej młodej? Jesteście w tym samym wieku… Chyba.) i … no kurwa, po prostu uważał, że to nie najlepsze wyjście.
W końcu stanęło na pokoju, tak dobrze myślicie, kolca w dupie Kaia i samego Kaia.
Ivanov uznał, że, chociaż sam w jakichkolwiek bogów mało wierzył, ktoś tam z góry musiał zajrzeć w dół, dziwacznym trafem akurat na opactwo i pilnować ich przez ten moment bieganiny po korytarzach, aż do zamknięcia za sobą drzwi.
Położył Irvinowa na swoim materacu. Wiadomo jakieś przywileje bycia drugim w tabeli musiały być. Tylko gdzie on wtrynił ten zawszony (Nie no, żadnych robali na nim nie było.) koc?
Zerknął na drżącą rudą.
Jeszcze jeden koc by się przydał.
- Jurij…? - zastygł z wieszakiem w jednej dłoni, a kocem, który leżał zwinięty w szafce pełnej korników, w drugiej. Naprawdę rzadko ktokolwiek nazywał go drugim imieniem.
- Obudziłaś się. – odwrócił się w stronę brązowookiej. – Nie, nie wstawaj. To raczej zły  pomysł. Cholerka, nie patrz tak na mnie. Po prostu jak się podniesiesz to znowu zemdlejesz … albo się zrzygasz. – okrył Irvinowa derką, aż pod brodę. -  No, teraz jesteśmy prawie kwita ze wzajemnymi przysługami.
- Tam … wtedy… - czy ona chociaż przez chwilę go słuchała? - Tamten …
- Black Dranzer. – mruknął, stawiając kruczer i fioletowego beya na komodzie, też przeżartej przez korniki.
- A… Zabójcza zabawka Hiwatariego z dzieciństwa. – z kpiącym uśmiechem tępo wpatrywała się w sufit.
- Taa. – nawet nie chciał wiedzieć skąd to wie. – Swoją drogą musiałaś być nieźle naćpana, skoro własnego dysku nie rozpoznałaś. – brodą wskazał Hydre i ruszył do wyjścia.
- Też powinnam wyjść.
- Nie. Zostajesz tu i czekasz. Wolę nie wiedzieć, co zrobi ci Balkov jeśli cię spotka.
- Nie znajdą mnie tu? – ironia w głosie była aż nazbyt wyczuwalna.
- Nie. – położył rękę na klamce. – Przynajmniej tak myślę. – mruknął cicho.
- Obyś się nie mylił Jurij.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~------------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- chwilę później, gdzieś na korytarzu-
- Jak z obojnakiem? Zdech…
- Jest zbyt uparta, żeby umrzeć.
- Ona nie powinna tutaj być.
- Chłopie ciągle to powtarzasz.
- Ian, to jeden z objawów syndromu Natashy. Nic nie poradzisz.
- … Sam to wymyśliłeś?
.
.
.
- A ty gdzie znów leziesz?
- …
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~------------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Akim

-jakiś czas później-
Strop w pokoju chłopaków jest wyjątkowo nierówny.
- Naprawdę to cię tak zajmuje?
A co innego mam do roboty? Kazał mi czekać. Diabli wiedzą na co konkretnie, ale  lepsze to niż konfrontacja z Balkovem. I … bliźniakiem feniksa…
Mimowolnie zadrżałam.
Gdybym wiedziała, co oni pakują mi do łapy to od razu wyrzuciłabym tego dziada daleko…
- Ale czy na pewno? Sama mówiłaś, że ci już wszystko obojętne. Mnie też nie raczyłaś posłuchać.
Kolejny upierdliwy głos w głowie. Widać kazanie od Hydry to za mało.
Tylko, że oboje mają rację.
Chwilę później do pokoju wpadł Hiwatari. Zapomniał czegoś? Swojego ego może?
- Zbieraj się. – rzucił we mnie kurtką. – Wybywamy stąd.
Chwila moment… Co?
- W środku dnia? Oszalałeś do reszty? – przecież to się równa samobójstwu. Dobra, każda ucieczka to samobójstwo, ale w mniejszym stopniu. – A czemu to właśnie ty chcesz zwiać? – zdołałam wstać z łóżka bez większych problemów. Sukces…
- Mam swoje powody. – yhm, ciekawe jakie powody możesz mieć ty paniczyku.
- Cokolwiek. – przypięłam Hydrę i wyrzutnię do pasa. Jestem skłonna razem z nim pracować, o ile cała ta akcja nie zakończy się fiaskiem.
Wyjrzeliśmy na korytarz. Czysto. Wszyscy pewnie trenują w głównej sali.
- Idziemy. – pociągnął mnie za sobą. Póki nas nie zauważą lepiej nie lecieć za szybko. I modlić się, że strażnicy nie…
- Hola! A wy co tu robicie? – Szlag. Puściliśmy się biegiem. -  Hej, zatrzymać się! – krzyczał coś jeszcze, ale już go nie słuchałam zajęta pokonywaniem kolejnych metrów.
Ciągle mijaliśmy jakiś ludzi na swojej drodze. Lecz żaden z nich nas nie zatrzymywał. To znaczy, próbowali, ale jakoś udawało nam się ich omijać. Alarm wył przeciągle od jakiś 5 minut. Teraz to wszyscy się dowiedzą.
- Nie możemy biec w dwójkę. Spotkamy się przy bramie. - rozdzieliliśmy się wbiegając w dwie odłogi przejścia. Nie przejęłam się zbytnio wizją zgubienia się. Znam te drogi, a z resztą wszystkie prowadzą na zewnątrz. Bardziej irytowała mnie głupota Kaia. Przy głównej bramie? Równie dobrze mogłabym strzelić sobie w łeb, ale najpierw zastrzelę Hiwatariego.
Jak opactwo długie i ciemne ta część nie odbiegała wyglądem od reszty. Czarne kamienie, żarówki świecące mętnym światłem i … kurwa mać! Płonące dyski!
Niewiele się zastanawiając posłałam smoczycę wprost na przeszkody. O tyle dobrze, że i ona doszła do siebie po całym zamieszaniu i bez większych problemów pozbywała się zabawek wynalazców wariatów.
Borys wie, jakich dobierać sobie współpracowników.
A skoro o przydupasach mowa… Kilkanaście kroków przede mną wyrosła ściana dzieciaków i żołnierzy. Wszyscy z załadowanymi kruczerami.
Cudnie, kurwa pięknie. Tylko tego mi brakowało.
- Chyba już czas…
Nie cierpię tego…
- Koszmarne pandemonium! – w górę wystrzeliło paręnaście smoków, każdy wleciał w kogoś z grupy. Rozległa się kakofonia wrzasków, zawodzenia i płaczu.
Tak właśnie działa ta zdolność.
Ukazuje najgorszy koszmar, najgorsze wspomnienie każdego człowieka.
Potknęłam się, ledwo nie wpadając na zasmarkanego grzdyla.
W tym wszystkim jest jeden szkopuł… Na mnie też to działa.
Widzę to, o czym staram się zapomnieć.
~~~~~----,,,,,,,,,,,,,,,
Trzecia osoba

Akim przeskoczyła ostatniego zwijającego się mężczyznę i ruszyła wprost na kolejne płonące pociski. Starała się je omijać i niszczyć, lecz po włożeniu większości siły w ostatni atak nie szło to najlepiej. Kilka z nich dotknęło skóry, włosów i ubrań parząc lub podpalając.
Nie wiadomo czy to wyczerpanie, nieuwaga dziewczyny, czy brak przeglądu i zniszczenia na Hydrze, ale jeden zagubiony trafił dokładnie w sam środek beya…
Niszcząc go…
Dziewczyna momentalnie zatrzymała się w szoku. Za nią jej partnerka i jedyna bestia, dzięki której nie załamała się kompletnie na samym początku, właśnie rozpadła się na kawałki. I nic… Żadnego przejmującego ryku, nawoływania, … nic. Zniknęła jakby wcale nie istniała…
Stała by tak pewnie jeszcze długo, gdyby coś nie poczuła swądu spalenizny.
Niechętnie odwróciła się zostawiając resztki dysku daleko za sobą.
Przecież ona nie chciałaby, żeby przez takie coś straciła szansę na wolność.
Tak to sobie próbowała tłumaczyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~-------------------------------------------~~~~~~~~~~~~~
 Wypadła jak strzała na zewnątrz w tym samym czasie, co Hiwatari. Teraz pozostało tylko wybiec przez bramę.
Zamkniętą na kłódkę.
Chłopak zmełł jakieś przekleństwo. Zawsze da się rozwalić to Dranzerem, prawda?
- Ani kroku dalej. – odwrócili głowy. Co tu robi Ivanov, gotowy do walki? – Sorki, ale muszę wam przeszkodzić.
- Nie mamy na to czasu! – warknął. – Ale skoro tak bardzo chcesz. – wystrzelili bez odliczania.
Ruda tylko przyglądała się beznamiętnie starciu. Nagle zauważyła, że Wolborg znowu wykonuje swój dziwaczny przechył. A jeśli feniks odleci do tyłu… Czyli Tala jest po ich stronie?
- Odepchnij go! – Dranzer poleciał z impetem wprost w zamek od bramy. Ten po chwili z metalicznym odgłosem złamał się w pół. 
Przeżarło rdzą, że tak łatwo puściło?
- A teraz won mi stąd. – oświadczył ze swoim uśmieszkiem. – I nie chce was tu znowu widzieć, bo osobiście was zabije.
- A ty? Nie chcesz uciec? – zapytał Akim jeszcze nie przekroczywszy progu do upragnionej wolności.
- Kiedy indziej. – wzruszył lekceważąco ramionami. – Poza tym ktoś musi pilnować reszty. Co tak jeszcze stoisz? Powiedziałem won!
Gdy dwójka uciekinierów oddaliła się już na dosyć dużą odległość skierował się znowu do mrocznego budynku.
- No to teraz jesteśmy kwita Akim.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~-------------------------------------------~~~~~~~~~~~~~
Akim

Kai prowadził bodajże na południe, jedyny kierunek, którego jeszcze nigdy nie obrałam. Zatrzymaliśmy się dopiero w jakimś podrzędnym mieście. Kurka gdybym wiedziała, że jest tu jakieś cywilizacja... Zawsze kierowałam się w stronę szyn i prawdopodobnie kolei transsyberyjskiej. Czy jakiejkolwiek innej.
Odpoczywaliśmy w pierwszym lepszym zaułku pilnie nasłuchując czy ktoś nas nie goni. Ale słyszałam jedynie burczenie w brzuchu… Niestety moim. Kai grzebał w kieszeni.
- Masz. – podał mi dosyć zgniecioną bułkę.
Nie protestowałam, wybredna nie jestem. Dopiero przy ostatnim kęsie coś mnie tknęło.
Przecież sam by to zżarł, a nie się dzielił. To znaczy, że…
- Masz zamiar tam wrócić, prawda?
Wyraźnie się spiął.
- Co ty…?
- Nie udawaj. – przerwałam zirytowana. – Nikt nie ucieka z opactwa po jednym obiciu mordy przez Balkova. A w szczególności taki paniczyk.
- Posłuchaj…
- Nie. Ty posłuchaj. Nie miałam pojęcia co cię naszło, żeby mi pomagać, ale teraz coś mi świta. Po prostu pozbywasz się konkurencji. Zauważyłeś, że skoro mi dają tego czarnego ptakulca to twoja pozycja osłabnie jeśli go opanuje. – dźgnęłam go w pierś – Na początku uważałeś mnie za nieszkodliwą, ot taki dzieciak, którego Petrov chroni, ale po tej całej sprawie uznałeś, że mnie trzeba się pozbyć i do wyeliminowania zostanie ci tylko twój kolec w dupie, czyli Tala! – nie wiem na ile moje domysły były prawdziwe, ale to było najsensowniejsze wyjaśnienie.
- Odbiło ci…
Tym razem nie dokończył, bo całkiem blisko rozległo się zajadłe szczekanie i wrzaski.

Pobiegliśmy w przeciwne strony. Bez pożegnania, bez czegokolwiek. Zakładałam, że pobiegł w stronę psów… Przynajmniej kupi mi trochę czasu.
Muszę przedstawiać bestię? A co mi tam... Panie, panowie, wariaci i wszystko, co jakimś cudem znalazło mojego bloga, przed Wami Hydra w pełnej krasie! ^^
------------
Ja: Dobra, ten rozdział nie jest taki jak go sobie do końca umyśliłam… Nie cierpię pisać na szybkiego…
Kaosu: Jakby co to się zaktualizuje. ^^
Ja: Ano… Przepraszam za literówki i powtórzenia.
Shizuka: A jak twoja wena?
Ja: Teraz śpi.
Kaosu: I dobrze. Przynajmniej nikogo z tasakiem nie goni.
See ya!

13 komentarzy:

  1. Ja: Znów pierwsza. ^^
    Kyoya: I znów nie przeczytała. -.-
    Ja: Cicho! Wciąż mam FOCHA!
    Mio: Czytaj!
    Ja: No przecież, chcę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kaosu: Yuna, ty czytasz rozdział przed komentarzem?
    Ja: Nom, a co?
    Kaosu: Tak pytam.
    Kim: A co się znów stało, że Yuzu-chan ma focha?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja: Kyoya mnie wnerwił. (patrzę na zieleńca) Ach gdyby spojrzenie mogło zabijać... Ale no cóż. Szkoda.
    Mio: Cóż za szczęście, że nie tyko ja mam z nim takie stosunki. ^^
    Kyoya: I z czego się cieszysz?
    Mio: A z niczego. Radzę ci na razie nie zakładać marynarki. (ukrywa śmiech, nie wychodzi coś)
    Kyoya: Mam złe przeczucia.
    Mio: I dobrze.
    Ja: Masz przerypane w następnym rozdziale bucu jeden!
    Kyoya: Co ja wam takiego zrobiłem?!
    Mio: Mi nic. Po prostu lubię wkurzać cię.
    Ja: Przezywałeś mnie!
    Kyoya: Ty mnie też!
    Ja: Ja mogę, ty nie!
    Evie: Ah, te dzieci.
    Wszyscy: ODEZWAŁA SIĘ!
    Ja: (w tle wołanie na kakałko) ^^ Papa! (macham na odchodne i wybiegam z pokoju)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kim: A, czyli nic nowego. ^^ *szuka lotek*
      Kaosu: Znowu będzie rzucać w nasze zdjęcia?
      Kim: Mhm. Chcesz się dołączyć?
      Kaosu: Eee, podziękuje.
      Shizuka: Ja chętnie zagram. *rzuca kunaiem w którąś fotkę*
      Hiromi: *żłopie kawę* Zły dzień Kazami...?
      Shizuka: Po prostu muszę się odstresować.
      Hiromi: Ciekawy sposób, nie powiem.
      Shizuka: A wiesz, że to naprawdę działa.
      Kim: No widzicie. ^^

      Usuń
    2. Mio: Daj mi lotki! (wyciąga rączki)
      Kyoya: A jej co?
      Evie: Nie wiem.
      Tsubasa: (wchodzi do studia po... ponad tygodniu?!) Witam! Wróciłem!
      Mio: (ogarnia się) Tsubasa! Hey.
      Ja: Wróciłeś. Jak było w Istebnej?
      Tsubasa: Może być.
      Tsuki: (wyłania się za drzwi) Weszłam na Baranią górę!
      Ja: Aha... A znalazłaś coś?
      Tsuki: Nie. A co miałam znaleźć?
      Ja: Nic.
      Kyoya: Ciekawa rozmowa. Dobra nie ważne. Po co tej lotki?
      Ja: A bo ja wiem?
      Mio: Chciałam w ciebie porzucać. No wiesz ruchomy cel, no nie?
      Kyoya: (zgłupiał do reszty) Aha...

      Usuń
    3. Kim: Proszę. ^^ *podaje Mio lotki*
      Shizuka: Jak celujesz w przytulającego tornada to najpierw w nogi, żeby daleko nie uciekł. *rzuca kolejnym kunaiem*
      Shin: Jak zwykle skora do pomocy nee-chan.
      Shizuka: A czemu nie?

      Usuń
    4. Mio: Dzięki. ^^
      Ja: Mio daj jedną.
      Mio: (niepewne spojrzenie) Po co?
      Ja: Chcę rzucić lotkę i trafić Kyoye poniżej pasa.
      Mio: (podaje lotki) Jestem z ciebie dumna. ^^
      Kyoya: Sadystki.
      Tsubasa: No cóż, sam jesteś sadystą.
      Kyoya: JA?!
      Ja: Cicho być! (celuję lotkę) Czas poćwiczyć cel. (psychopatyczny uśmiech)
      Kyoya: (wbiega do łazienki)Niech ktoś je powstrzyma.
      Ja: (puka do bunkru zieleńca) Wyjdź! Obiecuję, że to będzie wyglądać jak ukłucie igły!
      Kyoya: No chyba nie!
      Mio: Czas wezwać adwokata!

      Usuń
  4. Jenny: Hydra ;-; Wiadomo, że i tak wróci. No skoro nie ma teraz tam Ari to mogę spokojnie robić rzeź *zarzuca ogromny dwustronny topór na ramię*
    Ja: Wyjątkowo udzielam pozwolenia.
    Jenny: *pogwizdując wychodzi*
    Alice: To się źle skończy.
    Patrick: Ty jasnowidzu
    Alice: -.-
    Izumi: Hiwatari spitolił a Tala został, hy. Idiota.
    Patrick: Bo rudy jak ty
    *kolejna bójka*
    Ja: Bo kwestia konkretnego komentowanie nam nigdy nie wychodzi T.T
    Jessie: Też mi zaskoczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arisu: *z nosem w książce* Dobrej zabawy Jen.
      Aaron: Ciekawie, czy Neo Borg też się oberwie.
      Kaosu: Komu?
      Aaron: No chłopakom z opactwa, co mają większy udział w opowiadaniu. Petrov, Papov...
      Kaosu: Dobra, kapuję.
      Hiromi: Hiwatari to jeszcze rozumiem. A Ivanov... Chyba do reszty mu odbiło.
      Arisu: *wzrusza ramionami* Pewnie tak.

      Usuń
    2. Jenny: *uważa, eby nie wpaść na Sierrę i toporem rozwala wejście do opactwa*
      *ze względu na sceny gore nie będę tego opisywać*
      Ja: I znów będę wskrzeszać.
      Izumi: A oni są nasi, Yuny czy czyi?
      Ja: Uznajmy, że są niczyi, ok? ^^ *zabiera się za wattpada i szuka książki o creepypastach* Ciekawe czy dodała nowe.
      Jessie: A miała pisać

      Usuń
    3. Ja: Ogólnie samo opactwo, Neo Borg etc. należą do kanonu beyblade. Ja ich po prostu wykorzystuję w moim fanonie. ^^
      Kim: Ne, chodzi wam o creepypasty Shizu-senpai czy tam Shizu Uchiha?
      Ja: Właściwie czemu nie porozwiązywać jej paru quizów... Chyba wróciła z tych Bieszczad.

      Usuń
    4. Ja; Wiem ^^ też obejrzałam wszystkie wcześniejsze serie beyblade czyli: to zwykłe, V - force i G - revolution
      Jenny: Nie ona czyta creepypasty jakiejś Wrony
      Ja: Ogólnie dużo jest z creepypasta wiki, ale niektóre są z czeluści internetu lub autorstwa różnych osób ^^

      Usuń
    5. Ja: Nie noo, ja tylko G-revolution oglądam. Ale mniej więcej kojarzę trochę fabuły całej serii. ^^'
      Kim: Aa, nie no my tylko wiki i fanfiki od Shizu. Jakby na to nie patrzeć to dawna kumpela Yuny. ^^
      Ja: Fakt, byłyśmy w jednej klasie gimnazjum, ale to praktycznie tyle.

      Usuń