Akim
Dysk w mojej dłoni
Odgłos wystrzału odbijający się od ścian
Krew na bluzce
Ręka w czarnej rękawicy zbliżająca się do bladego gardła i…
Otworzyłam oczy.
Sen. To był tylko najzwyklejszy sen… Zamrugałam kilka razy,
choć i tak nic nie widziałam. Wszechobecna ciemność dawała złudzenie nicości, w
której mogłabym się unosić. Iluzję niszczyło jedynie uczucie drapiącego koca
pod plecami. Czyżbym wstała przed czasem? A może jednakowoż umarłam? … Z kocem
pod plecami?
Nagle dało się słyszeć potworny rumor jakby ktoś postanowił
wszystkie garnki świata zrzucić akurat tutaj na kamienną podłogę. Odgłos kija
jeżdżącego po prętach cel był równie nieprzyjemny. Usiadłam na łóżku. Wciąż
żyję… Ciekawe jak długo jeszcze?
- Pobudka nicponie! – obok przeszedł jeden z
przydupasów Borysa. – Macie stawić się na zbiórce, TERAZ! – ryknął głosem
nieprzywykłym do sprzeciwu. Jak na zawołanie kilkoro strażników zaczęło
otwierać klatki. Z większości wychodzili młodzi chłopcy, w tym i ja – rudy
obojnak jak określił mnie Bryan. Wszyscy w słabym blasku żarówek wyglądali
chorowicie blado, niektórzy jeszcze
wychudzeni z twarzami wykrzywionymi strachem lub, zwłaszcza te starsze, wcale
nie okazujących czegokolwiek. Czerwone i brązowawe pasma po ranach odbijały się
na starych szmatach, które kaci mieli czelność nazywać ubraniami na równi z
odzieżą co po niektórych. Jak zaprogramowani kierowaliśmy się w tę samą stronę.
Nikt się nie odzywał, nawet kroki na tej posadzce były zaskakująco ciche.
Weszliśmy do wielkiej jasnej sali. Za jasnej jak na kogoś,
kto przed chwilą pływał w bezkresnej ciemności. Automatycznie ustawiliśmy się w
szeregu od największych do najmniejszych. Nie było obok mnie Pawieła tylko ktoś
mi zupełnie obcy. Iliji też nie widziałam. Ten po mojej prawej próbował
przybrać tęgą minę, ale trząsł się jak osika. Pewnie nie był tu dostatecznie
długo, a może był tylko miał zupełnie inny sposób na radzenie sobie z sytuacją.
A po lewej jedyne co przykuwało uwagę to nienaturalnie przekrwione i wodniste
oczy.
Na podest przed nami wszedł wysoki mężczyzna w ciemnym
garniaku i leśno zielonym płaszczu na szerokich barach. No, nie szerszych od
jego przydupasów. Fioletowe włosy nieznacznie przerzedzone wzdłuż czoła. Ale
tym, co najbardziej rzucało się w oczy to para czarnych okularów z czerwonymi
soczewkami. Grymas niezadowolenia rzadko schodził z jego ust. Omiótł nas szybkim spojrzeniem
pełnym niechęci.
Oto największy skurwysyn jakiego zrodziła ta skuta lodem
ziemia.
Borys Balkov.
- Moi młodzi wojownicy! – zaczął swoje przemówienie – Nasz
cel jest prosty. Wychowanie i przeszkolenie was wszystkich na najpotężniejszych
graczy beyblade jakich ta Ziemia ma zaszczyt nosić! – pieprzenie, jedno wielkie
pieprzenie. Chcą z nas, znaczy się z tych którzy przeżyją dłużej niż pół
miesiąca, zrobić bezmyślne pionki. Nie ma jak wrodzona propaganda płynąca przez
żyły w towarzystwie bestialstwa. – Niestety niektórzy głupcy mają czelność
uciekać przed swoją wielkością! – za nim pojawił się żołnierz ciągnący jak
szmacianą lalkę po podłodze … Iliję? Czyżby ten mikrus próbował uciec? No
jasne… Te krzyki wczorajszej nocy, … to był on…
- Wczoraj w nocy Ilija został złapany w lesie, uciekając
przed swoim wielkim przeznaczeniem! – chłopak został rzucony z łoskotem na
kolana obok Balkova, wokoło zaczęły się szepty – I wszyscy dobrze wiemy, co
czeka takich uciekinierów jak on! – mocno akcentując ostatnie słowo podniósł
swój skórzany bicz. Znowu się zaczyna…
- Niech to będzie ostrzeżenie dla was wszystkich! –
zamachnął się i uderzył odsłonięte plecy dzieciaka, uzyskując od niego donośny
krzyk pełen bólu.
- Zdradziłeś Biovolt! Dlatego jesteś przeciwnikiem postępu!
Nie mógł usłyszeć jego słów, jego własny wrzask skutecznie
je zagłuszał. Widać było, że po nocnych torturach tych stanowczo nie przetrzyma
długo. Bat niemiłosiernie, a nawet cyklicznie haratał jego, już praktycznie
całe w brudzie i krwi, plecy.
Zacisnęłam pieści, pewnie aż do zbielenia kostek. Ten widok
był dla mnie bardzo znajomy, wręcz irytował.
- Nie wtrącaj się, nie chcesz
mieć znowu kłopotów przez byle głupotę. Przecież to on był nieostrożny, to jego
wina. – radził głosik tak zwanego rozsądku w mojej głowie – Nie wtrącaj się, nie wtrącaj,
proszę, to jego wina i kara, nie wtrącaj się – kolejny przeciągły jęk,
tym razem trochę cichszy. Pewnie zaczyna tracić przytomność. – Nie wtrącaj się, nie wtrącaj,
nie…
Umilkło, umilkło wszystko. Bicz, głosik, szepty, krzyki.
Nikt pewnie nawet nie oddychał. Niczym nie zmącona, ciężka cisza zawisła nad
naszymi głowami. Nie potrafiłam wyjaśnić jakim cudem nagle znalazłam się między
katem, a zakatowanym. Jedyne czego byłam pewna to piekące ręka i tak znajomy
skórzany bat owinięty wokół lewego przedramienia.
Balkov warknął gardłowo, a jego grymas stał się niemal
upiorny.
- Wytłumacz się Irvinov! – krzyknął przełamując ciszę. Echo
niosło się po ścianach albo tylko mi się zdawało.
Grzywka spadła mi na oczy, gdy tak stałam z pochyloną, ale
bynajmniej nie z uległości, głową. Ten szalony skurwysyn odebrał mi wszystko.
Nawet nazwisko nie jest moje, bo skoro wszyscy członkowie rodziny nagle
zniknęli z powierzchni ziemi to pojawienie się szczyla z takowym wywołałoby
niemałe poruszenie. Więc co najlepiej zrobić? Wszystko zmienić. Łącznie z
płcią, ale to już poza wiedzą tłumu.
- Skoro nie chcesz, żeby poniósł karę… To ty zrobisz to za niego! – ryknął, a
bicz odwiną się z przedramienia i odnajdywał coraz to inne miejsca na ciele,
gdzie boli. Zacisnęłam mocniej zęby. Nie dam sadystycznej gnidzie satysfakcji.
W pewnym momencie ścięło mnie z nóg i runęłam na podłogę
zdzierając odrobinę skóry z kolan. Nie wytrzymam … cholera… Brak śniadania
jednak robi swoje. A Balkovowi jedno trzeba przyznać, lekkiej ręki to on nie
ma.
Nieoczekiwanie zaprzestał… Ale zaczął mnie taszczyć nie
wiadomo gdzie…
No tak… Dla takich jak ja…
- Zacznijcie trening! A wy idziecie ze mną! – zarządził.
Publiczne katowanie to rzadki przywilej.
- chwilę później –
Resztka oddechu opuściła płuca, gdy gruchnęłam o twardy kamień.
Nie mając oparcia w nogach osunęłam się na podłogę.
- Naprawdę sądzisz, że twoja ingerencja w czymkolwiek mu
pomoże?! – kopnął mnie w brzuch, poczułam gorzki smak żółci zmieszany z
metalicznym posmakiem krwi w ustach – Że naprawdę masz jakiekolwiek prawo do ingerencji?! – chwycił mnie za gardło i
przyszpilił do ściany na wysokości jego czerwonych soczewek. – Uczucia, emocje
to przeszkody! Oznaki słabości, a my
słabości nie tolerujemy! ... Ileż razy można powtarzać to samo… Tobie i
całej reszcie tych bachorów!? – zderzyłam się ze ścianą po drugiej stronie.
Ktoś pomógł mi wstać.
- Wszyscy tam byliście… - zwrócił się do chłopaków, którzy
stali cicho na uboczu – I żaden z was go nie powstrzymał, dlaczego?!
Nikt nie miał siły, ani odwagi spojrzeć na tego człowieka,
nie … bestię.
- Ivanov! – Zaczął tracić resztki cierpliwości.
- P-panie skąd mogliśmy wiedzieć, że on…
- Milczeć! – przerwał mu Balkov, pewnie z niemałą chęcią
zmiecenia na proch wszystkich wokół. – Wymówki, zawsze macie jakieś banalne
wymówki na wszystko, co się dzieje!
- Upewnimy się, że nie będzie już próbował takich rzeczy
sir. – pospiesznie wtrącił Kuzniecov.
- Na to liczę. – mruknął – Petrov.
- Słucham sir.
- Weź to truchło i opatrz. Reszta niech wraca do treningu. A
właśnie… Mając na uwadze, że Ilija, nawet z heroiczną pomocą Irvinova, raczej nie przeżyje do jutra, a tobie i
Papovowi brakuje jednej osoby to Akim zostaje przydzielony do was. Zrozumiano?
- Tak sir.
Odgłos ciężkich buciorów na posadzce coraz bardziej się
oddalał, gdy Siergiej niósł mnie w przeciwną stronę.
- Głupia. – ganił mnie niczym piastunka małego grzdyla – Na
co ci to było?
Co mam powiedzieć? Że na co mi to było? Nie wiem psiakrew.
Może uznałam, że już dawno nie dostałam w pysk ani opieprzu od Balkova i trzeba
nadrobić zaległości. Może zatęskniłam za karcerem i spacerami po śniegu na
bosaka. Może chciałam zrobić na złość mojemu rozsądkowi i całemu systemowi
karnemu opactwa pokazać, że mam go głęboko w poważaniu. Może odezwała się
resztka tej całej ludzkiej przyzwoitości, której już praktycznie nikt nie
słucha. A może zgłupiałam do reszty.
Nie wiem!
Ale zamiast całego monologu miałam jedynie siłę wypluć
resztę krwi z ust na ten syf zwany podłogą.
Głośniej niż zazwyczaj wypuścił powietrze z nosa.
- To wiele wyjaśnia. – a idź ty ze swoimi domysłami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~-----------------------------------~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trzecia osoba
Bryan, a raczej Borys Kuzniecov, choć to drugie imię
aktualnie mało mu odpowiadało, musiał przyznać, że dzięki aferze z rudym
obojnakiem przynajmniej dzisiaj skrócił sobie trening, no i coś się ciekawego
działo.
Nie to, żeby życzył Akimowi szybkiej śmierci, choć uważał,
że to byłoby dla niego najprostsze wyjście, ale też nie miał w planach cięgiem
mu pomagać. To Petrov pierwszy obrał sobie za cel krycie rudzielca. Pewnie
wciąż nie mógł sobie wybaczyć tej całej akcji z Natashą. A z jakiegoś
niezrozumiałego dla niego powodu reszta też się w to włączyła, w mniejszym lub
większym stopniu.
- Kuzniecov. – mruknął jakiś głos z tyłu. Spojrzał przez
ramię dobrze wiedząc, że za nim stoi największa nadzieja Biovoltu, wnuk
Voltaira i tak dalej.
- Wróciłeś? Tak szybko? – ironiczny uśmieszek wpełzł na jego
wargi. – Tak bardzo za nami tęskniłeś Kai?
- Hn. – mruknął pod nosem. – Co z rudzielcem?
- Aż tak cię on-a interesuje? – podszedł do niższego chłopaka
z nonszalancko wbitymi rękami w kieszeniach – Nie chce niczego sugerować
Hiwatari, ale twoja troska – tu znacząco zaakcentował słowo – może zostać źle
odebrana przez innych… A wiesz, że
plotki rozchodzą się naprawdę szybko. – przerwał patrząc z góry na Kaia, wciąż wyszczerzając
się wrednie.
- Hn, cokolwiek. – wyminął go i poszedł dalej obskurnym
korytarzem. Nie miał zamiaru przejmować się irracjonalnymi niuansami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~-------------------------------------------------------------------~~~~~~~~~~~~~
Jedynym, co było słychać w celi było bardzo dystyngowane
siorbanie Iana i w końcu chrobot łyżki o miskę, w której pływało coś, co od biedy można było
uznać za twór gulaszo podobny. Siergiej swoje już dawno zjadł i tylko jeden
talerz pozostał pełny. Irvinov leżał owinięty bandażami plackiem na pryczy
próbując nie oddychać za głęboko przez tępy ból w klatce piersiowej. Jeść też
za szybko nie mógł, bo praktycznie każdy kęs lądował na podłodze w asyście żółci.
W końcu stanęło na tym, że jeszcze z jedzeniem jeszcze chwilę się poczeka.
- Ja cię serio nie rozumiem rudzielcu. – zaczął Papov
odkładając michę – Żeby dać się złoić za dzieciaka, który i tak pewnie
wyciągnie niedługo kopyta. Co cię naszło?
- Gł … głupota, myślę… - Akim przewrócił … przewróciła oczami.
– Mógłby sobie darować. – przemknęło jej
przez myśl.
- Stara się zrozumieć
twoje motywy. Ja w sumie też. – w czaszce rudej rozległ się głos Hydry, smoczej
bestii z dysku.
- Bo jeszcze ty się
nie wypowiedziałaś.
- Masz rację. A
przyszło ci na myśl, co mogło się jeszcze stać?
- Hmm?
- Mogłaś tam zginąć.
Albo zostać odkrytą!
- Teraz już
przynajmniej wiadomo, co uważasz za sprawę nadrzędną.
- Chyba sama nie
sądzisz, że wolałabyś jeszcze gorsze traktowanie ze strony tego monstrum ze względu
na płeć.
- Może… Ale teraz daj
mi spać.
Mogła przysiąść, że smoczyca westchnęła przeciągle.
- Tak… Idź spać
dziecino. Nie wiadomo, co jutro przyniesie.
I znowu
Ciemność
--------------------------
Ja: No to pierwszy rozdział mamy odtrąbiony.
Kaosu: Pierwszy, a już ktoś obrywa.
Aaron: A czegoś się spodziewał po opactwie?
Ja: Mam takie pytanko do czytelników, wolicie żeby rozdzielać akapity jak przy prologu czy wszystko takim ciurkiem jak to powyżej?
Hiromi: Na papierze to się dłuższe wydawało.
Kaosu: Oj tam wina czcionki. ^^
See ya!
See ya!
Kelly: Ktoś mądry powiedział że wszystko co kiedyś zrobisz do ciebie wraca. Oby się mylił bo inaczej mam przejebane. *podchodzi do Arisu* Pocky?
OdpowiedzUsuńJa: Lojalnie uprzedzam jak nie przystopujesz to stracisz jedną czytelniczkę bo mój mózg trgo niewytrzyma. Co ja wygaduje!? Pisz i to jak najwięcej! Jak umrę od tego to trudno ja chcę wiedzieć co dalej!
Arisu: *jeszcze z krótkimi włosami* Chętnie, dzięki. *bierze jedno*
UsuńShizuka: Yuna ma coś takiego: hej ludzie, mamy pierwszy rozdział i bohaterce połamią żebra, a później będzie gorzej! Miłego czytania.
Ja: *masuje tył głowy* Prawdę mówiąc nie sądziłam, że to co się tu dzieje wywoła takie emocje czy coś... ^^'
Kim: Wychodzi na to Yun, że przydałoby się kolejny rozdział przepisywać. ^^
Ja: Nom. :)
Kelly: Przenoszą cię co. Trochę lipa. Jeśli masz stamtąd uciec to przydałoby się dobrze znać miejsce z którego się zaczyna. Chociaż z drugiej strony nowe miejsce nowe możliwości.
UsuńArisu: *wzrusza ramionami* Jakoś to będzie. To nie jest tak, że pierwszy raz planuję ucieczkę. Gorzej będzie znaleźć drogę już na zewnątrz.
UsuńKelly: Byle do kolei transyberyjskiej, a dalej już jakoś pójdzie.
UsuńKaosu: A nawet jeśli, by się wpakowała w takim ubraniu do pociągu to ktoś by jej nie zgarnął?
UsuńAaron: To Rosja, tu nic nie dziwi.
Kaosu: Mnie bardziej chodzi o tych, co będą ją ścigać. Przecież na pewno kogoś za nią wyślą.
Arisu: Dlatego muszę unikać miast i większości środków transportu.
Kelly: Wystarczy wsiąść do wagonu z bydłem i nawet porwane po plamione ubranie nikogo nie zdziwi. A wśród krówek nikt raczej nie będzie za bardzo jej szukał.
UsuńKaosu: To też jest jakiś sposób. ^^'
UsuńArisu: Oby, a z resztą zobaczymy jak to będzie.
Kim: W kolejnym rozdziale. ^^
Kelly: No oby. Teraz trza się zbierać. Hania ma opóźnienie z rozdziałami, a bez porządnego kopa w cztery litery nie fa rady. *wstaje i rzuca Arisu bandarz* Weź może się komuś przydać albo włożysz to Borysowi do ust, żeby się przymknął.*puszcza do niej oko majądź nadzieję że Arisu zrozumie o co chodziło*
UsuńJa: Oj tam, opóźnienie każdemu się zdarza. :)
UsuńArisu: *prycha z lekkim uśmiechem podrzucając bandaż* Przysługa za przysługę Kelly, przysługa za przysługę.
Aaron: Widzę, że to twoja jedna z głównych zasad w życiu Risu.
Arisu: Ponieważ się sprawdza.
Ja: Moje ostatnie tak duże opóźnienie wypadło przed świętami Bożego narodzenia rok temu więc to jest jednak spora anomalia.
UsuńKelly: Rozśmieszyłam ciem. :) Mówiłam, że dam radę. Ale serio ja was lubię i jak wam pomagam to wcale nie dlatego, że czuje się wam coś winna tylko dlatego, że chcę.
Ja: Czyli dopiero drugi raz przez te wszystkie lata z blogiem, to i tak jest niezły wynik. :)
UsuńKim: *szturcha Shina w bok* Pamiętasz zakład?
Shin: Mhm. *daje Kim 600 yenów*
Aaron: Miło to słyszeć Kelly. :) Arisu też się cieszysz, prawda?
Arisu: Cokolwiek.
Aaron: Ja wiem, że się cieszysz. No i w końcu nie pomogłabyś wtedy Kel, gdybyś jej nie lubiła.
Arisu: Resztka ludzkiej przyzwoitości.
Aaron: Oczywiście. ;)
Ja: Napewno nie drugi ale fakt zdaża mi się to bardzo żadko więc tym bardziej powinnam się pilnować.
UsuńKelly: *przytula Arisu* Oooo ja ciebie też. Sorry że to robi ty chyba tego nie lubisz ale genów się nie oszuka i tak długo wytrzymam. Ne Aaron czujesz to?
Aaron: Nie. Ale mogę sobie wyobrazić, co aktualnie czuje Risu. ;)
UsuńArisu: *zgniot w uścisku* Przyzwyczaiłam się. No wiesz, Włosi są bardzo wylewni.
Kelly: *puszcza Arisu * A Japończycy ponoć oschli i zdystansowani wychodzi na to że jestem adoptowana. A co mo tam dawaj misia Aaron. *wyciąga do niego ręce*
UsuńArisu: *łapie oddech* Wszędzie zdarzają się wyjątki.
UsuńAaron: A co mi tam. :D *niedźwiedzi przytulas, choć nie ma tyle siły w rękach, co Kelly*
Kelly: *buja się na boki tak jakby naprawdę przytulała wielkiego pluszowego misia* Ja jestem jednym wielkim wyjątkiem.
UsuńA ja myślałam, że piszę okrutne książki!Ta książka jest świetna!
UsuńKurka, od razu się cieplej na serduchu robi jak ktoś od czasu do czasu pochwali. :D A ty, co piszesz? Zaciekawiłaś mnie. :)
UsuńJenny: *szuka czegoś w internecie*
OdpowiedzUsuń*podłoga uwalona różnymi rzeczami*
Ja: krucjata.
Jenny: Sprawdzam czy zdechł.
Ja: Mam takie pytanie: akcja jak już Arisu spierdoli z teg, hmmm, jak ja to dumnie nazwę ośrodka xD
Jenny: Gówno nie ośrodek.
Ja: To jak?
Jenny: Gniazdo pojebanego sadysty.
Ja: No dobraa z tego gniazda pojebanego sadysty (xd) to akcja będzie się działa w Rosji, że zmienia się w Alice Gehabich czy jak? Wgl będą tu bakugany? xD
Izumi: Angel tak bardzo ogarnia.
Ja: No przecież pamiętasz te rozważania..a nie...to było u Jess.
Harumi: Narobiłaś sobie córek to masz.
Ja: Spitalać..W każdym razie czekam na next *.*
Kaosu: Spokojna wasza rozczochrana i uczesana, będą! :D
UsuńShizuka: Za bardzo wrosła w ten crossoverowy pomysł.
Ja: W końcu stanęło na tym, że zostawię Alice jak była (trochę dla potrzeb większej dramy, ale to później) tylko, że to Arisu przejmie całą akcję z Maskaradem.
Arisu: Radość.
Aaron: Auć.
Ja: No wiadomo. ^^ Ale raczej nie będę opisywać szczegółowo pierwszego sezonu bakuganów (trochę z racji tego, że nie obejrzałam wszystkich odcinków), a zlepie co ważniejsze fragmenty w jednym rozdziale.
Ja: Praktycznie nie obejrzałam bakugan inwazja gundalian a o tym będzie następna część. Ehh czarno to widzę.
UsuńJessie: Ja też.
Ja: Nie ma to jak wsparcie. Uuu Alice będzie Alice, a Arisu będzie miała alter. Hy, ciekawie się zapowiada.
Ja: Na moje szczęście brat pobrał, przynajmniej większość odcinków z inwazji gundalian, a z nowej vestroi to chyba wszystkie. Więc zawsze mogę trochę sobie fabułę odświeżyć. ^^ Jak już wcześniej mówiłam konflikt osobowości między Ali i Ari trochę mnie uwierał.
UsuńAaron: No i potrzeba było osoby, która nauczy Risu gotować. :D