Arisu mruknęła coś niewyraźnie
pod nosem, ponownie zaplątując dobierany warkocz, chwilę wcześniej popsuty w
połowie. W efekcie zachciała powtórzyć całość.
Który to już będzie raz? Szósty?
Czy już jedenasty?
Alice zachichotała w duchu. Nie
przypuszczała, że jej siostra będzie taką zapaloną perfekcjonistką. Chociaż …
bardziej pasowałoby zawziętą.
- Coraz lepiej ci to idzie,
naprawdę – stwierdziła z delikatnym uśmiechem wpatrując się w ich odbicie w
lustrze. Na długowłosą dziewczynę, w białym pulowerze, siedzącej na
dywanie oraz jej względnie krótkowłosy odpowiednik wyżej na łóżku, w czarnym
swetrze z golfem, który skupiał się na wykonaniu poprawnej
sekwencji rudych kosmyków osóbki poniżej.
Po komentarzu uniosła głowę
kierując wzrok na zwierciadło nieco pesząc jasnooką. Choć minęło już trochę
czasu, a ona przyzwyczaiła się do specyficznego charakteru Ari, to wciąż nie
mogła przywyknąć do spojrzenia matowo brązowych oczu. Jakkolwiek dla niektórych
wydawałyby się kompletnie pozbawione wyrazu, w jej wyczuciu czaiła się w nich
jakaś nie do końca zdefiniowana przenikliwość, tak jakby chciały przeszyć drugą
osobę na wylot.
- Dobrze, że nie przepadasz za
kłamstwami – zaczęła, obracając w dłoni grzebień –miałabyś trudności z
wypowiedzeniem choćby jednego.
- Mm, przyjmę to jako
komplement. – uśmiechnęła się szerzej,
gdy Risu wróciła do pracy.
Trzeba jednak przyznać, nie
spodziewała się, że kiedykolwiek będzie spędzać z nią czas w nienapiętej lub niewygodnej
atmosferze… Na początku rozmowa z bliźniaczką wydawała się niewykonalna.
- kilkanaście dni wcześniej –
Łatwym do przewidzenia jest
fakt, że po jakże subtelnym - jak rozpędzony pociąg na szynach wysmarowanych
masłem - przedstawieniu sobie nawzajem przez Satoru obie dziewczyny będą się
wzajemnie unikać. Za każdym razem kiedy jedna pojawiała się w polu widzenia, to
druga natychmiastowo zmieniała kierunek i zwrot ruchu tudzież ewakuowała się do pokoju
obok. Ale dlaczego konkretnie? Główny powód okazał się jednakowy – brak odwagi
do rozpoczęcia rozmowy.
Arisu dosyć szybko przyjęła za
pewnik, że osobista niechęć do dyskusji wynikała z prawie zerowych doświadczeń
w kontaktach międzyludzkich, które – mówiąc najogólniej - ograniczyły się do
nielicznego grona irytujących chłopów w Opactwie, objawu schizofrenii,
roztrzepanego mężczyzny koło trzydziestki i staruszki o błyskawicznych zmianach
nastroju. Dodatkowo, założyła, że rówieśniczka prawdopodobnie nie przepada lub
przestraszyła się … no jej. I … kurna, sama nie czuła wielkiej potrzeby
dzielenia się z kimś swoimi problemami.
Alice faktycznie się bała, ale
nie stoickiej rudej (hue, no jasne, pewnie), tylko samej idei porozmawiania. Od
zawsze, prawie podpadająca pod chorobliwą, nieśmiałość utrudniała jakiekolwiek
próby nawiązania nowych znajomości poza domem. Niestety odległość i dojazd do
jakiejkolwiek cywilizacji też nie polepszały sytuacji. Z drugiej strony chciała
dać nowo przybyłej czas na oswojenie się z nowym otoczeniem – miała jakieś
dziwne wrażenie, że krótkowłosa zachowuje się trochę jak ranne zwierzę na
nieznanym terenie. Nigdzie nie mogła znaleźć sobie na dłużej miejsca, prócz
sofy obok regału z książkami. Domatorka z radością odkryła, że wybierała prawie
te same tytuły, co ona. To zawsze był jeden temat więcej do ewentualnej konwersacji.
Ten stan rzeczy trwał sobie w
najlepsze jakiś czas… No, ale wiadomo, musiał się kiedyś skończyć w ten czy
inny sposób.
------~~~~’’’’
Głębokie oddechy odbijające się
echem przez korytarz oraz drżący na ścianie cień pewnej sylwetki świadczyły, że
choć już dawno mosiężny stary zegar w salonie wybił północ i konsekwentnie
zbliżał się do zainicjowania kolejnej godziny, to ktoś jest zdecydowanie na
jawie.
Dlaczego tak właściwie wyszła z
pokoju? Prawdopodobnie gapienie się w ciemny sufit uznano za przeżytek o wiele
dawniej niż ona sama to zrobiła. Świadoma faktu, że horrory z mrocznych
czeluści umysłu (jak to pięknie brzmi –
dop. Autorki) trwają najczęściej całą noc zapamiętale odmawiała sobie snu,
trwając w stanie odrętwienia jaki – zgodnie z jej wcześniejszymi
doświadczeniami – powinien przedłużyć się, aż do wschodu słońca. Później
mogłaby zdrzemnąć się około południa bez niechcianych iluzji sennych.
-
Z nią to wszystko nie wydawało się takie męczące – zdała
sobie sprawę, iż odruchowo przygryza zgięty palec wskazujący. Odsunęła dłoń od
twarzy, by po chwili uświadomić sobie, że przecież nikt na nią nie patrzy i bezwiednie
ugryzła go znowu.
Tak … zawsze, gdy koszmary
nękały przez noc obecność, a nawet sama świadomość obecności Hydry przy jej
boku - może nie w sensie czysto fizycznym, ale wciąż – pomagała szybciej i
efektywniej stłumić przemożny lęk ogarniający rudzielca po krańce włosów.
Nikt jednak nie mógł się
dowiedzieć. Ani o sile oddziaływania snów, ani o wsparciu jakiego potrze … ugh
… chciała.
Nigdy.
Wsparcie od kogokolwiek znaczy,
że sam nie możesz sobie z czymś poradzić. Brak zaradności w takich sytuacjach
oznacza wyłącznie słabość.
A
my nie tolerujemy słabości.
Zacisnęła
usta w cienką linię.
Jak
długo jeszcze?
- „Do końca żywota, a kto wie, może dłużej.”
- Zamknij się.
- „Oj weź, bo się przestraszę.”
- Powiedziałam zam…
-
Arisu? – cichutki głosik od razu sprowadził ją na ziemię. Momentalne wyciągnęła
palec spomiędzy zębów i mentalnie zanotowała, aby podczas takich „wewnętrznych
rozmów” nie tracić kompletnie kontaktu z otoczeniem (oraz nie dawać się tak
zaskakiwać).
Powoli
podniosła głowę opartą na kolanach, przenosząc zmęczony wzrok z parapetu,
robiącego aktualnie za całkiem przyjemne siedzisko, na siostrę. Alice
natomiast, w końcu przełamując się wewnętrznie spojrzała na wymęczoną twarz
Ari. Wzdrygnęła się dostrzegając jak bardzo druga rudowłosa jest wyczerpana.
Znaczy się wiedziała o tym od tych kilku minut walki z samą sobą czy podejść do
skulonej dziewczyny, lecz, żeby aż tak? Ogarnął ją jakiś taki smutek widząc to
puste acz paradoksalnie pełne emocji spojrzenie… Co musi się stać człowiekowi,
by wyglądał jak … tak?
Trwały
trochę w tej osobliwej sytuacji, nie odwracając się od siebie, zanim do głowy
jasnookiej wpadł dość nagły pomysł.
-
Poczekaj tu jeszcze chwilkę… Za… zaraz wracam – ruszyła szybkim krokiem przez
korytarz zostawiając nieogarniętą osóbkę
dalej usadowioną na framudze okiennej.
- ”Ludzie są dziwni.”
…
Po
bliżej nieokreślonej chwili wróciła, niosąc w rękach dwa kubki z parującą białą
cieczą. Jeden z nich, taki w srebrne esy floresy, wręczyła Arisu, a sama siadła
– po niemym zapytaniu siedzącej, która odczytując prośbę podkuliła nogi nieco
bardziej do siebie, robiąc wolne miejsce na parapecie – naprzeciwko otulając
dłońmi naczynie w gustowne śnieżynki.
Zaciekawiona
tym, co właśnie otrzymała uciekinierka zbliżyła usta do krawędzi ceramiki,
biorąc łyk dobrze pachnącej cieczy. Odrobinę poparzyła sobie wargi, ale poczuła
również słodki smak oraz przyjemne ciepło rozchodzące się po przełyku i
żołądku.
-
Smakuje ci? – kiwnęła potakująco głową, co wywołało zadowolenie z osobistych
umiejętności naprzeciwko – Cieszę się … Wiesz … Mleko z miodem jest dobre na
wszystko, ale wyłącznie ciepłe – dopowiedziała próbując podtrzymać rozmowę.
Arisu
zamyśliła się głęboko, nie mogąc pojąć umysłowo jednej rzeczy. Ta dziewczyna
była dla niej zaskakująco miła. Pomogła mimo, że wcale się nie znały …
dlaczego? Z żalu czy litości, a może z zupełnie innego powodu…? Przypuszczenia
błyskawicznie pojawiały się w umyśle i równie szybko znikały. Z resztą pobudki
Alice nie miały teraz większego znaczenia. Bioniczny eksperyment poczuł dziwne
ciepło w środku, tym razem nie od napoju.
Mam coś jej powiedzieć?
…
Tylko co?
.
.
.
- … Dzięki … - wymamrotała zezując w bok,
zażenowana własną nieporadnością.
Aczkolwiek
wyznanie nie wyszło dokładnie tak jak zakładała.
Alice
drgnęła, zaskoczona dosyć szorstką wypowiedzią siostry. Jednak dzięki
dyskretnej obserwacji mimiki zawstydzonej figury pojęła, iż to tylko barwa
głosu jest nieprzyjazna.
Westchnęła
z ukojeniem.
-
Nie ma za co.
------~~~~’’’’
Arisu
zawsze ciekawiło jak działają wszystkie sprzęty w domu. Wiadomo w Opactwie
szczytem technologii dostępnej dla dzieciarni był wyłącznik światła (to co
znajdowało się w dziale medycznym to zupełnie inna sprawa). Prawdopodobnie
dlatego zawsze jak ktoś w domu potrzebował jakieś instrukcji obsługi, to
najpierw sprawdzał czy wyżej wspomniany rudzielec nie zakosił szukanej
książeczki do swojego pokoju.
Jednak
najbardziej fascynowało ją to, co działo się w kuchni. No cóż, dla kogoś, kto
często chodził na głodnego, takie miejsce mogło się kojarzyć wyłącznie z jednym
– raj ziemski. Dlatego niekoniecznie chodziło tu o urządzenia kuchenne, a o sam
proces tworzenia potraw. Często, gdy Tamara lub Alice, rzadziej, ale tak
naprawdę rzadziej, Satoru zaczynali
pichcić, to Risu cichcem przysiadała na stoliku, skąd miała dobry wgląd na całą
sytuację. Z milczącym zafascynowaniem śledziła każde poruszenie, pewne i
zapewne dobrze wyuczone – trochę jak jej ruchy podczas walki, ale ja tu chyba
odbiegam od tematu…
-
Powiedz dziecino, umiesz gotować? – pytanie najstarszej kobiety w tym gronie
zawisło nad sufitem wyczekując odpowiedzi, niczym pająk na muszkę, tak bardzo,
że cała praca została przerwana, a Risu zdusiła chęć usunięcia się w cień przed
dwoma parami oczu wpatrującymi się weń. Pokręciła przecząco głową.
-
Naprawdę?– ton głosu siostry nie miał sobie choćby cienia wzgardy, ale i tak
krótkowłosa zacisnęła niezauważalnie zęby.
Na
czym właściwie się znała?
Na
beyach, co jest dość oczywiste, oraz na obsłudze kilku typów broni palnej
(według niej było tego tałatajstwa zdecydowanie za dużo jak na organizację z
założenia zajmującą się sprawami beybladingu), z którą musieli przejść
obowiązkowe szkolenie.
Na
zakładaniu opatrunków w taki sposób, by mocno trzymały się zranionej skóry
tudzież nie zsunęły przy pierwszej lepszej okazji, a zszywanie ran też miała
mniej więcej zaliczone... Ale nie na sobie.
Na
walce wręcz (tej z dyskami również) i zmuszaniu organizmu do całkowitego
wykorzystywania pokładów energii bez konsekwencji nieprzytomnego gruchnięcia o
granitową podłogę.
Ale
o tym to już kompletnie nie miała
pojęcia.
- No
cóż, skoro tam cię nie nauczyli, to my się tym zajmiemy, prawda Alice?
-
Oczywiście, babciu – zgodziła się.
Już
udało się zamienić kilka słów z siostrą.
Przyrządzanie
z nią potraw nie może być trudniejsze, nie?
.
.
.
.
- Taak …
Może powinniśmy zrobić coś prostszego… - zasugerowała Tamara, po powstaniu
całej trójcy z podłogi. Pozostała część chętnie przystała na tę propozycję. –
Lecz najpierw posprzątajmy, to co napaskudziłyśmy.
- To co ja napaskudziłam – Ari strzepywała oraz wyplątywała - mamrocząc pod nosem nie tak znowu ładne słówka - kawałki jajek, które dolepiły się do niej, a nie do ścian.
Fakt
faktem, pomysł ugotowania takich trzech w mikrofalówce okazał się naprawdę
idiotyczny, żeby nie powiedzieć debilny. Widowiskowe skutki swego działania,
jak wiadomo, miała przed oczami ... i własnych rudych kłakach.
- „Będzie cud, jeśli do końca dnia niczego tutaj
nie wysadzisz rudzielcu… Szczególnie nas samych.”
------~~~~’’’’
-
Dlaczego Gehabich? – zapytała stoicka ruda, nie rozumiejąc jakim cudem Alice
nosi nazwisko ze strony żony Satoru.
- No
cóż… Urzędnik, który wtedy pracował … prawdopodobnie był wystarczająco
wstawiony, żeby pomieszać nazwiska podczas wpisywania – wyznała z rozbawieniem
kiwając nogami wiszącymi poza krawędzią płaskiego dachu – a później nikt już
nie chciał ponownie pokonywać 350 kilometrów w jedną stronę w celu skorygowania
informacji.
-
Ludzie często piją w pracy?
-
Kto wie. Podobno ten kraj z tego słynie.
- Z chlania
podczas pracy? – zmarszczyła brwi w konfuzji.
-
Raczej ogólnie z zamiłowania do trunków wysokoprocentowych – stwierdziła jakby
była nieco zła z tego powodu, a mimo to nie potrafiła się za bardzo gniewać. -
Aczkolwiek zdarzają się wyjątki.
-
Jak Satoru, co?
Nie
do końca miłe pytanie sprawiło, że na twarzy Ali pojawił się wyraz grzecznego
politowania.
- Faktycznie
wyjątki jak tata.
Kto
by pomyślał, że podczas nocnego podziwiania gwiazd ze szczytu domu, zamiast
tradycyjnego gniecenia się na niewielkim parapecie, rozmowa o gwiazdozbiorach i
innych duperelkach przejdzie na temat z cyklu: „jak poznałam własnego ojca” i
„krajowa urzędówka”.
I,
choć Ali musiała przyznać, że pewna część ciała zaczęła jej przymarzać do
zimnego kamienia, cieszyła się z tej odmiany.
-
Arisu, a jak to było z tobą? Już wiesz, że mnie wzięli z sierocińca – za co
jestem im ogromnie wdzięczna – lecz ja wciąż nie wiem, no rozumiesz…
-
Znalazł mnie.
- Na
ulicy?
- Na
… polanie …
Uniosła
rudawe brwi.
- A
… co było wcześniej? – szepnęła.
Po
przeciwnej stronie bioniczny eksperyment zastanawiał się, co powiedzieć.
Oczywiście zawsze mogła zbyć to pytanie zdawkowym „nie pamiętam”, ale uznała,
że to zagranie byłoby nie fair w stosunku do długowłosej, zawsze odpowiadającej
szczerze i otwarcie, bez zatajania informacji.
- Ja
… nie chcę o tym rozmawiać – burknęła, znowu zerkając w lewo i znowu
onieśmielając jasnooką, która przygryzła wargę, ganiąc się w duchu za
uwypuklenie nurtującego ją problemu, prawdopodobnie dla Ari zbyt osobistego lub
przytłaczającego.
-
Przepraszam – pochyliła głowę wpatrując się w czubki swoich butów.
- Za co? Za to, że jestem takim tchórzem, który boi
się wyznać prawdę...? – Arisu pomyślała
z nutą goryczy.
- „Chociaż wiązałoby się to ze zniżeniem tak
ważnego dla ciebie wewnętrznego muru, hm rudzielcu?
- A jeśli nawet?
- „No nic, po prostu miękniesz.”
Spojrzała
znowu na przybitą dziewczynę i z wahaniem położyła jej dłoń na ramieniu, przez
co ta, zadziwiona, uniosła głowę.
Jednak na nieme pytanie, uzyskała jedynie milczącą odpowiedź.
------~~~~’’’’
-
Znasz ją? – o mało nie podskoczyła ze strachu, gdy siostra, ze swoim matowym
głosem, nagle pojawiła się tuż obok niej, przy regale z książkami.
-
Kogo konkretnie?
-
Panią Stojanov.
- A,
chodzi ci o Mayę – odłożyła podstarzały album o Egipcie, który swego czasu
prowadziła Tamara, podczas swoich wyjazdów do państwa faraonów. – Tak, miałam
okazję poznać ją osobiście – wygięła usta w melancholijnym uśmiechu. – Wierz
mi, polubiłabyś jej charakter.
-
Nie wątpię – stwierdziła, gdzieżby szyderczo (oczywiście, że stoicko) nie
odrywając wzroku od grzbietów ksiąg ustawionych w tytułowym porządku
alfabetycznym, przetwarzając w głowie zasłyszane informacje i własne obserwacje
. – Co się z nią stało?
-
Zginęła w wypadku – przygryzła wargę starając zahamować łzy grożące upadkiem na
wspomnienie traumatycznych chwil sprzed kilku lat. – Kierowca, … nie pamiętam
już czy to był tir, czy może ciężarówka, … w każdym razie stracił panowanie nad
pojazdem i … wjechał w samochód Mai – wytarła szybko oczy i nos rękawem bluzki.
– Wybacz … Zdarza mi się reagować strasznie emocjonalnie.
Krótkowłosa
przypatrywała się opasłym woluminom jeszcze przez niesamowicie dłużącą się chwilę,
wręczając wcześniej chusteczkę Alice. Dzięki temu zagraniu Ali zyskała moment
na względne doprowadzenie się do porządku.
-
Bardzo to przeżyłaś – ni to stwierdziła, ni zapytała.
- Wiesz…
Myślę, że najbardziej cierpiał tata – zwierzyła już na spokojnie. – Oczywiście
nikomu nie chciał tego pokazać, ale … uciekanie w pracę…
-
Faceci są dziwni – ucięła stanowczo Arisu, sadowiąc się na kanapie.
Paradoksalnie jej nieco dziecinne stwierdzenie wywołało lekki chichot osoby
obok.
-
Raczej każdy człowiek ma inne sposoby na radzenie sobie w ciężkich sytuacjach –
skorygowała siadając blisko sojki. – A właściwie, co czytasz?
-
„Mistrza i Małgorzatę” – rzuciła okiem na okładkę – Warto?
-
Nie wiem, nie przeczytałam całości – wyznała takim tonem jakby znowu za coś
przepraszała, co powoli irytowało, lecz Arisu ograniczyła się wymownego spojrzenia na pusty fotel obok. –
Przerwałam w momencie, gdy jeden z bohaterów wskoczył do rzeki.
-
Brzmi ciekawie.
------~~~~’’’’
- Hej … Mogę o coś zapytać?
- Hm?
- Nie obraź się, … ale dlaczego
wciąż nosisz zepsuty pistolet przy pasie?
- … Sentyment?
Albo
przyzwyczajenie.
------~~~~’’’’
Arisu
Poczułam jak cały mój kręgosłup, prawie jak spaczony scyzoryk, wygina się do tyłu przyciągany siłą ciążenia do ziemi.
Kutwa, nie znowu!
Machając kompletnie nieskoordynowanie rękami i nogami niczym krzyżówka między cepem, wiatrakiem oraz kukiełką dałam radę jakoś nie stracić podłoża pod nogami. Gdy odzyskałam równowagę na tej cholernej powierzchni pod moimi butami mignęły błyskawicznie srebrnoszare rybki.
- "Twoje wygibasy ruda to widok warty zapamiętania. Chociaż ... czy twoją domeną nie jest aby łażenie po drzewach i zbieranie orzeszków?" - potarłam skroń, chcąc zniwelować denerwujący ból po rechocie tego wariata.
- Kiedyś cię utopię.
- "Czyżbyś myślała już o samobójstwie, rudzielcu?"
Dobra idiotko zapomnij o schizofrenii i skup się na bieżącym problemie... Przecież nie dam się pokonać wodzie w stanie stałym.
Właśnie to tylko woda.
Powoli ruszyłam do przodu, a kiedy uznałam, że nawet mi wychodzi zwiększałam nieco prędkość.
Tylko wod... Blać!
Stopy znowu znalazły się dużo za daleko przechylonego tułowia i - no cóż - grawitacja wzięła górę. A ja ponownie miałam przed oczami niebieściutkie jak ten koralik niebo, zaś pod plecami ... pieprzony lód.
Alice natomiast sunęła na łyżwach z gracją godną pozazdroszczenia.
- Wszystko w porządku? - przy hamowaniu bezwiednie zrzuciła mi okruchy lodu na twarz.
- Jak nigdy wcześniej.
- Mogłaś darować sobie ironię, wiesz? - czyżbym wyczuwała nutkę poirytowania - Mimo wszystko powinnaś wstać, zanim się wychłodzisz.
- Wygodnie mi tu - po tej prostej odpowiedzi zyskałam lekki grymas dezaprobaty, może? Aczkolwiek niższe partie kręgosłupa wciąż bolały po zderzeniu z taflą lodu. I nie, nie złamałam niczego.
Właściwie jak się w to wpakowałam?
Spokojnie czytałyśmy, kiedy Ali, ni z tego ni z owego, niewinnie zasugerowała szkolenie w łyżwiarstwie na najbliższym zamarzniętym jeziorze.
Tak, przystałam na tę propozycję, dopiero w połowie drogi przez las uświadomiwszy sobie, iż ślizganie się na lodzie, a ciągłe łapanie równowagi na zamarzniętej przez Wolborg podłodze, bo znowu zdarzyło jej się skuć lodem połacie sali treningowej, to zupełnie inne, diametralnie różniące się sytuacje. Ale nie miałam już szans się wycofać, więc pozostało dać nieść się prądowi.
Aż do teraz.
- Nie obraź się, ale naprawdę kiepsko ci to idzie.
- Te łyżwy są za małe - podparłam się na łokciach taksując wzrokiem parę do łyżwiarstwa figurowego.
- Złej baletnicy przeszkadza byle rąbek u spódnicy - zaśmiała się. Jakoś za to nie czułam do niej większej urazy.
- No proszę, zaczynamy być kąśliwi? - koślawo podniosłam się na nogi.
Cała wcześniejsza wesołość Alice ulotniła się jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Um, przepr... - zamilkła widząc uniesioną dłoń.
- Nie przepraszaj za nic, to irytujące. A z resztą - chciałam wzruszyć ramionami, ale ponownie się zachwiałam - wolę, gdy jesteś zadziorna, ale szczera...
I naraz radocha z życia powróciła do jasnookiej
- A ja wolę, kiedy ty więcej ze mną rozmawiasz - roześmiała się, łapiąc mnie za ręce i ciągnąc w kierunku środka tafli.
- Zaraz mnie wywalisz - mruknęłam wbijając wzrok przed moje stopy.
- Wcale nie jadę aż tak szybko - ...dobry argument.
- Jeśli spadniemy do wody...
- Przez metrową warstwę lodu?
------~~~~’’’’
------~~~~’’’’
Arisu
Poczułam jak cały mój kręgosłup, prawie jak spaczony scyzoryk, wygina się do tyłu przyciągany siłą ciążenia do ziemi.
Kutwa, nie znowu!
Machając kompletnie nieskoordynowanie rękami i nogami niczym krzyżówka między cepem, wiatrakiem oraz kukiełką dałam radę jakoś nie stracić podłoża pod nogami. Gdy odzyskałam równowagę na tej cholernej powierzchni pod moimi butami mignęły błyskawicznie srebrnoszare rybki.
- "Twoje wygibasy ruda to widok warty zapamiętania. Chociaż ... czy twoją domeną nie jest aby łażenie po drzewach i zbieranie orzeszków?" - potarłam skroń, chcąc zniwelować denerwujący ból po rechocie tego wariata.
- Kiedyś cię utopię.
- "Czyżbyś myślała już o samobójstwie, rudzielcu?"
Dobra idiotko zapomnij o schizofrenii i skup się na bieżącym problemie... Przecież nie dam się pokonać wodzie w stanie stałym.
Właśnie to tylko woda.
Powoli ruszyłam do przodu, a kiedy uznałam, że nawet mi wychodzi zwiększałam nieco prędkość.
Tylko wod... Blać!
Stopy znowu znalazły się dużo za daleko przechylonego tułowia i - no cóż - grawitacja wzięła górę. A ja ponownie miałam przed oczami niebieściutkie jak ten koralik niebo, zaś pod plecami ... pieprzony lód.
Alice natomiast sunęła na łyżwach z gracją godną pozazdroszczenia.
- Wszystko w porządku? - przy hamowaniu bezwiednie zrzuciła mi okruchy lodu na twarz.
- Jak nigdy wcześniej.
- Mogłaś darować sobie ironię, wiesz? - czyżbym wyczuwała nutkę poirytowania - Mimo wszystko powinnaś wstać, zanim się wychłodzisz.
- Wygodnie mi tu - po tej prostej odpowiedzi zyskałam lekki grymas dezaprobaty, może? Aczkolwiek niższe partie kręgosłupa wciąż bolały po zderzeniu z taflą lodu. I nie, nie złamałam niczego.
Właściwie jak się w to wpakowałam?
Spokojnie czytałyśmy, kiedy Ali, ni z tego ni z owego, niewinnie zasugerowała szkolenie w łyżwiarstwie na najbliższym zamarzniętym jeziorze.
Tak, przystałam na tę propozycję, dopiero w połowie drogi przez las uświadomiwszy sobie, iż ślizganie się na lodzie, a ciągłe łapanie równowagi na zamarzniętej przez Wolborg podłodze, bo znowu zdarzyło jej się skuć lodem połacie sali treningowej, to zupełnie inne, diametralnie różniące się sytuacje. Ale nie miałam już szans się wycofać, więc pozostało dać nieść się prądowi.
Aż do teraz.
- Nie obraź się, ale naprawdę kiepsko ci to idzie.
- Te łyżwy są za małe - podparłam się na łokciach taksując wzrokiem parę do łyżwiarstwa figurowego.
- Złej baletnicy przeszkadza byle rąbek u spódnicy - zaśmiała się. Jakoś za to nie czułam do niej większej urazy.
- No proszę, zaczynamy być kąśliwi? - koślawo podniosłam się na nogi.
Cała wcześniejsza wesołość Alice ulotniła się jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Um, przepr... - zamilkła widząc uniesioną dłoń.
- Nie przepraszaj za nic, to irytujące. A z resztą - chciałam wzruszyć ramionami, ale ponownie się zachwiałam - wolę, gdy jesteś zadziorna, ale szczera...
I naraz radocha z życia powróciła do jasnookiej
- A ja wolę, kiedy ty więcej ze mną rozmawiasz - roześmiała się, łapiąc mnie za ręce i ciągnąc w kierunku środka tafli.
- Zaraz mnie wywalisz - mruknęłam wbijając wzrok przed moje stopy.
- Wcale nie jadę aż tak szybko - ...dobry argument.
- Jeśli spadniemy do wody...
- Przez metrową warstwę lodu?
------~~~~’’’’
-
chwila obecna –
Arisu,
pełna wewnętrznego samozadowolenia z dobrze wykonanej roboty, właśnie skończyła
zawiązywać warkocz gumką, kiedy Stojanov zakrzyknął na nie z dołu, aby już
schodziły, bo za chwilę wychodzą.
-
Pora na nas – stwierdziła jedynie Alice i obie, razem ze swoimi bagażami, po
trzech minutach spotkały się na dole z resztą rodziny, oprócz Michaela, który –
ku widocznemu niezadowoleniu seniorki Gehabich – po raptem czterech dniach
spokojnego pobytu w domu ( khe, khe, w pracowni, khe) został poproszony o poprowadzenie
wykładów w kilku uczelniach wyższych znajdujących się w Moskwie i nie tylko, co
sprowadziło się do kolejnych długich nieobecności seniora Gehabich.
- A
ciągle mnie napominał, że za często podróżuje i cięgiem nie ma mnie w domu –
mruknęła jeszcze, gdy szli w stronię, gdzie, zgodnie z tym, co mówił Satoru,
znajdowała się stacja kolejowa (Bo niby
czemu nie? Środek niczego, ale stacja kolejowa musi być. W dodatku jeszcze
czynna.) – Mógł o tym pomyśleć wcześniej, zanim wziął ślub z podróżniczką.
Młoda
Stojanov jakoś nie mogła powstrzymać myśli, że w osądzie starszej pani
pobrzmiewa nieco hipokryzją. Przecież i ona mogła pomyśleć jak często mąż – naukowiec
będzie przebywał poza domem. Na szczęście, postanowiła nie dzielić się
swoimi przemyśleniami z resztą. Wolała uniknąć konfrontacji z przemiennymi humorami
Tamary. No i teraz zaprzątała jej głowę nieco inna myśl.
-
Dlaczego tam nie polecimy? – przecież helikopterem (jak bardzo by nie znosiła
tego hałasu i samej maszyny) byłoby zdecydowanie szybciej.
-
Ależ polecimy młoda, spokojnie – wyszczerzył się Satoru. – Tylko, że najpierw
musimy dojechać na lotnisko pociągiem, a później samolotem prosto do celu. Nie
powiesz mi, że chciałabyś tłuc tyle kilometrów do Włoch stłoczona w puszce
inaczej zwanej śmigłowcem?
Zaraz,
zaraz…
Do
Włoch?!
- „Aż
do Włoch rudzielcu … drogą powietrzną. Cieszysz się, prawda?”
Mogłaby
przysiąc, że widzi jak Ios (od Irytujący Objaw Schizofrenii) wrednie się
szczerzy, wcale nie potrzebując do tego określonej twarzy.
- Niesamowicie…
---------------
Taa, a więc ten tego... Nie mam pojęcia jak zacząć...
Przede wszystkim chciałabym was wszystkich przeprosić. Przeprosić za kolejny okropnie opóźniony rozdział, który ponownie nie wnosi nic konkretnego oraz za brak jakiejkolwiek lepszej wymówki niż wszechogarniające lenistwo.
Hiromi: Okropnie smęcisz Yuniś.
A cichaj tam. -.- A oprócz tego chciałabym złożyć wszystkim czytelnikom
Kaosu: *przerywa* Serdeczne Bóg zapłać! xD
...Głębokie podziękowania za to, że wciąż zerkacie na ten pożal się człowieku i demonie blog, chociaż najczęściej nie ma na nim nic nowego. Może dobrą wiadomością będzie, iż mam już trochę naskrobanego rozdziału kolejnego, który pierwotnie miał być połączony z tym. Ale uznałam, że byłoby to za dużo tekstu nawet jak na jeden post.
Andrew: A kiedy ja się pojawię?
W następnym rozdziale.
Andrew: Wiem gdzie się pojawię, ale pytam kiedy?
Hiromi: *irytacja* A myślisz, że ona sama to wie, trąbo jerychońska?
See ya!
---------------
Taa, a więc ten tego... Nie mam pojęcia jak zacząć...
Przede wszystkim chciałabym was wszystkich przeprosić. Przeprosić za kolejny okropnie opóźniony rozdział, który ponownie nie wnosi nic konkretnego oraz za brak jakiejkolwiek lepszej wymówki niż wszechogarniające lenistwo.
Hiromi: Okropnie smęcisz Yuniś.
A cichaj tam. -.- A oprócz tego chciałabym złożyć wszystkim czytelnikom
Kaosu: *przerywa* Serdeczne Bóg zapłać! xD
...Głębokie podziękowania za to, że wciąż zerkacie na ten pożal się człowieku i demonie blog, chociaż najczęściej nie ma na nim nic nowego. Może dobrą wiadomością będzie, iż mam już trochę naskrobanego rozdziału kolejnego, który pierwotnie miał być połączony z tym. Ale uznałam, że byłoby to za dużo tekstu nawet jak na jeden post.
Andrew: A kiedy ja się pojawię?
W następnym rozdziale.
Andrew: Wiem gdzie się pojawię, ale pytam kiedy?
Hiromi: *irytacja* A myślisz, że ona sama to wie, trąbo jerychońska?
See ya!
Miju: HUNTRESS!
OdpowiedzUsuńJa: cp jest
Miju: rozdział u Kaze no ryu
Ja: wiem
Miju: a to ok...chwila...Alice z bakugan jej....
Omega: teraz ja występuje w bakuganowym blogu ^^
Ja: fajny nawet rozdział i ciekwy co do relacji dzoewczynek czekam na kolejny jestem strasznie ciekawa akcji a teraz przepraszam arkusze z niemidckirgo wzywają
Miju: mogła byś w końcu napisać u mnie rozdział 20
Hiromi: Skoro Alice w akcji, to znaczy, że bez crossoveru jednak się nie obędzie.
UsuńAaron: Jakbym cię nie znał, to uznałbym, że jesteś zaskoczona tym faktem.
Hiromi: *uśmiecha się przewrotnie*
Ja: Ten rozdział miał za zadanie rzucić światło na ich wzajemne relacje. Mam nadzieję, iż dobrze wywiązał się z zadania. ^^
Kaosu: Powodzenia z Niemcem! ^^
Aaron: U nich nawet "motylek" brzmi jak nazwa bombowca.
Ja: Jak dobrze, że poszłam na francuski.
Miju: W tym to trochę jest racji. Chociaż dziwnie by było gdy by w niemczech bombowiec nazwać Schmetterling(motylek).
UsuńJa: Podobno diabeł mówi po niemiecku
Miju: Powiedz to pani od niemca. Leć pisać rzodział do mnie
Kelly: Jeśli w ciągu trzech dni Nessa nadrabia blog to znak że jest on: "<3"
OdpowiedzUsuńMeg: W sumie dużo tego nie było
Kelly: Ale zawsze coś! I nowy blog do kolekcji ^^
Meg: Szkoda tylko że tak dawno nie było nowego rozdziału...
Kelly: *rzuca w Meg poduszką* widzę że pesymizm Nessy ci się idzielił
Może się przedstawicie a nie od razu z dyskusją wyjeżdżacie!?
Kelly: *wzdycha i macha ręką*Siemka, jestem Kelly, pierwsza córka Vanessy *kłania się teatralnie*
Meg: *salutuje* Megan, w skrócie Meg(i) druga córka Nessie.
Kelly: A nie trzecia?
Iv: Właśnie.
Meg: Ja-już-się-w-tym-gubię!
A więc ten tego no że...
Kelly: Noże zostaw w kuchni
== czy ty chociaż raz możesz mi nie docinać?
Kelly: *kręci się na krześle* nope :3
Eh no to tak, jestem nową czytelniczką jak można się domyślić ^^ i......... moja wena właśnie spierniczyła
Kelly: Po 2 minutach? Huhu, sukces, coraz lepsza jest
Meg: W sumie mi się zdaję że kiedyś zostawiłaś tu po sobie jakiś ślad...
*kicha* ja tam nie wiem *wydmuchuje nos* Zawszona alergia.
Meg: Uwielbiam charakterek obu siostrzyczek! XD
Kelly: A mogę odciąć temu Borysowi czy innemu katowi łepek? Ładnie proszę.
Kai: Ty i prośba, phi *dostaje w łeb*
Kelly: Żebyś ty zaraz nie był jeźdźcem bez głowy!
Tak,tak wy się kłóććie a ja powiem że chcę nowy rozdziaaaał!!!
Meg: Ty może u Kelly opublikuj i do mnie coś walnij! Bo ja tak na dobrą sprawę to nie żyje
Kelly: Eeej a w ogóle to ile Arisu ma lat...?
Zack: Jak zwykle w temacie
Kelly: *łapie Zack'a i obejmuje ramieniem przy czym staje na palcach* A to mój starszy braciszek ^^
No i cała rodzinka przedstawiona...
Meg: W sumie to Iv się nie przedstawiła, nie ładnie
Iv: *chowa się za Zack'iem i udaje że jej nie ma*
.... a ja trzy zdania powiedziałam
Meg: Tak to jest żyć z kobitami xD
Dobra ja nie przedłużał, rozdziały boskie i wracaj mi tu pisać kolejny bo jak nie to cię znajdę i zadźam wygiętą łyżeczka!
Kelly: #DarkAngel
Ślę tonyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy i dwie czekoladki weny ^^ i spadamy na rehabilitacje
Kelly: NIEEEEEEEEEE!
To ostatni dzień, idziemy!
Pozdrowionka
~Vanessa~
Kaze ty żyjesz jeszcze?
OdpowiedzUsuńPoza blogiem i pisaniem opowiadań.(Niestety, ale moje lenistwo raczej łatwo nie puści.) *nie ma dobrej emotki na ukazanie przepraszającego/smutnego/zrezygnowanego uśmiechu*
UsuńO MATKO BOSKA TY ŻYJESZ!!! a już traciłam nadzieję, mordeczko ty XDD
UsuńSłodki Jeżu jakim cudem tak szybko odpisałaś?! Mało ze skóry nie wyskoczyłam tyy... *uśmiecha się jak debil*
UsuńDobrze cię... Widzieć? Słyszeć? Czytać? :,)
Usuńnic specjalnego, jak kliknęłam w koma, to coś mnie tknęło i dałam, by mnie powiadomiło, jak odpowiesz i cyk! powiadomienie z maila na telefonie XD
UsuńI nawzajem, nawzajem, wracasz na dłużej? XD
UsuńŁooo, normalnie szósty zmysł. :D
UsuńCzy wracam na dłużej? ... Nie mam zielonego pojęcia. Może odkurzę ten blog, zrobię gruntowny remont, wenę ściągnę z szafy na strychu... Kwestia jest taka, że nie jestem w ani jednym ani drugim fandomie od pewnego czasu, no i sama idea tego opowiadania już wcześniej miała dziury jak w niektórych drogach, więc najsensowniejszym dla mnie wyjściem jakbym coś miała znowu opublikować byłyby: one-shoty, fragmenty tego o czym myślałam wcześniej, różniaste AU oraz inne fandomy z elementami crossoverowymi, bo inaczej nie umiem. ALe nie bojaj, ponieważ w niektórych te moje postacie (których niektóre detale muszę sobie przypomnieć) stąd też występują. :)
Też nie byłam na fandomie beyblade od dawna, ciągnę historię Jen już totalnie po swojemu, wykorzystując tylko kilka postaci od nich XD Zrobisz, jak uważasz, cieszę się, że wróciłaś ^^
UsuńJak ja dawno na twoim blogu byłam... Kurka, i tak nie mogę wyrobić się z czytaniem moich nazbieranych książek, a tu tyle rozdziałów się pewnie nazbierało...
UsuńNaprawdę miło to słyszeć. :) Nie przypuszczałam nawet, że ktokolwiek będzie mnie jeszcze szukał na blogu po 2017. :,)
Noo trochę z pewnością, bo na obu jestem w połowie or trzech czwartych 2 części XD No widzisz, ja jestem człowiek cierpliwy, zresztą dużo osób ożywia się po jakimś roku np XD
Usuń*lekka panika* Ono,ono,ononononononoonono...
UsuńMoże kiedyś przeczytam... W sumie to wypadałoby. *w tle czarnowron ląduje na kupce książek i kracze w moją stronę* ... Rika wracaj do swojej części fandomu.
Hue... Ja mam dobre dwa lata tegoż lenia.
Cóż, podobno cierpliwość jest cechą. ;)
UsuńXDDDD no cóż bywa i tak, ja teraz też rzadziej pisze przez 2 liceum xD
UsuńMeh, bywa i tak. ;)
UsuńAle skoro teraz masz mniej czasu, to boję się co będzie w 3 licealnej. :,D
A tak przy okazji... Wież co tam u Hani i jej blogusiu? Bo przyznam, że trochę się głupio czuję, by tak ni z tego ni owego wpaść jej na bloga z takim "'Sup".
UsuńKaze gdzie jesteś?
OdpowiedzUsuń*szepcze zerkając na uniwersa porozstawiane w kątach, ścianach i sufitach* Przypuszczam, że głęboko w daydream'owym lesie.
UsuńCzy jest szansa że żyjesz xD
OdpowiedzUsuń